środa, 26 czerwca 2013

Ślepa miłość

Złapałem strzałę puszczoną w powietrze
Dwa rozbłyski uczuć próbowałem nią złączyć
Ciężkie to było zadanie
Zestawić bluszcz i białą lilię
Czas skończyć?

Wypiłem truciznę w wyniku nieporozumienia
Antidotum jest pragnieniem milionów ludzi
Jednak ja tkwię z nią w żyłach
Nieraz próbowałem ją uwolnić
Po co się trudzić?

Straciłem wzrok już dawno, błądzę w ciemnościach
Do tej pory rozświetlała mi drogę zagadka
Kilka potknięć
I Kilka upadków
Wstałem
Wstałem?
To nie do końca prawda.

sobota, 22 czerwca 2013

Ego instituo pacis

Rzucić na wiatr ziarenka piasku z klepsydry
Spojrzeć w obłoki i wymyślać kształty
Tak bardzo chciałbym, chcieć po prostu
Zawiodły myśli
Niestety


Niech poniosą mnie razem z poległymi na wojnie
Będę trzysta pierwszym, który jest inny niż wszyscy
Zdobyłem Troję i obroniłem Moskwę
Zabiły mnie kolce, które wypadły
Marzenia prysły


Otworzyłem oczy, mając powieki zamknięte
Usłyszałem głos, który przemówił tylko do mnie
Ołów nigdy nie był tak lekki
Ego instituo pacis
To koniec wspomnień.

Uśmiech losu

Chciałbym też móc napisać o szczęściu, wierz mi
Jednak to siedzi we wnętrzu, te wszystkie smutne wersy
Skreślić chciałbym szóstkę, albo w końcu przestać
Serce dalej puste, żadna kula nie znalazła miejsca...

Maszyna znowu pusta, głuche echo w ścianach
I znów uśmiech na ustach i znowu czas pogania
Wskazówki tańczą, a ja próbuje dotrzymać kroku
Chcę wyprzedzić zegar, by móc odnaleźć tu spokój.
Niech niepokój odejdzie, a za nim wszystkie troski
I choćbym chciał , to nie mam za co Cię przeprosić.
Za oknem już kropi, a nie, to tylko lustro
I czytam stare listy i już mi trochę smutno,
Że jutro nie będzie tego wczoraj co dzisiaj
Że w końcu odejdzie i zostanie tylko przyjaźń.
Spytaj mnie co słychać, a ja odpowiem jak zawsze
Bo sam już nie wiem, co tu się dzieje naprawdę.
Co jest dziś faktem, a co tylko fikcją, słyszysz?
To czego pragnę już mnie tutaj nie dotyczy,
A może przeciwnie, tylko sam nie potrafię
Odnaleźć siebie na tej pokręconej mapie?
Podkładają kłody, wbijają nóż w plecy - wbija
Tak, też sądziłem, że to może być wielka przyjaźń.
To była tylko chwila, wiem, że popełniłem błąd
Nie raz już wyjaśniałem, dlaczego zrobiłem ten krok.
Wcześniej pomagała, potem straciłem wsparcie
Od dawna nie słyszałem jak to teraz jest naprawdę.
Odpuściłem już dawno, tak mi się zdaje raczej
Nie wiem czy to możliwe i czy to zrobić potrafię.
Czy wejdę na parapet kiedyś i spróbuję skoczyć,
Szukam ukojenia w sercu, kiedy zamykam oczy.
Kropi już od dawna, fakt, znów lustro na mej drodze
I dalej trochę smutno, bo więcej nikt mi nie pomoże
Więc nie wiem czy to miłość była, pierwszy raz to czuję
Pewne jest tylko, że tym cholerstwem się zatrułem
I próbuję, próbuję coś zmienić, lecz odbijam się od ściany
I staram się ją przebić, stojąc przed nią zapłakany.
Na twarzy maska, to jasne, lecz pod spodem rzewne łzy
I już wolałbym koszmary, zamiast ciągle o Niej śnić.
Chcę wyjść z tego piekła, odrzucić diabelskie sidła
I ten nieregularny kamień oszlifować w kryształ,
Odnaleźć właściwą przystań, zakończyć jakoś ten finał
I mimo że piszę te bzdury, tak bardzo chciałbym Cię zatrzymać.




Spojrzenie

Wziąć do ręki Szafir, bo Bursztyn dawno nie był tak obcy
Szmaragd i Diament czekają jeszcze w kolejce na swą porę
Zapomnieć się w widoku i spróbować odpłynąć

Pociągnąć powietrze za sobą, niech runie za nim wieża z kart.
Porwać zmysły, by czas przerwał tą gonitwę
Spójrzmy sobie prosto w twarz, bez łez
I zapiszmy, zapiszmy to na skale
Rozproszmy myśli

Poddać się i walczyć, tocząc nieustanną bitwę
Gubiąc wzrok, rozkruszyć fundamenty
Niech zginie korzeń, który wdziera się na przekór
Zniszczyć wszystkie chwasty, łącznie z sobą
Zabić to, co najgorsze w człowieku
Bez reszty

Spijać krew z rąk własnych oprawców, bez sensu
Poświęcać Króla, dla zdobycia pionka
Unosząc głowę patrzeć w dal z nadzieją
I spuszczać wzrok, zaciskając szczękę
Boli w najmniej przyjemnym miejscu
Bo krwawi wątłe serce.

Pasjans

Spójrz za okno, tam znowu niebo płacze deszczem
I chyba trochę mokro i sam już nie wiem co jeszcze,
Bo wreszcie chcę się podnieść, a nie potrafię wstać z kolan
Kolejny błahy problem, tak bardzo chciałbym go pokonać...

Autostrada przez piaski, droga tylko w jedną stronę
A teraz zaśnij, proszę, to chyba będzie nasz koniec.
Tonę w Twym spojrzeniu, szukam w nim zieleni.
Dlaczego? Nie wiem, przecież nie ma już nadziei
Już pewnie nic nie zmienisz, wiem, to bardzo przykre
Możesz mówić dalej, do bólu już przywykłem.
Nie chcę więcej cierpieć, patrzę spod przymkniętych powiek
Lecz ten ból jest nazbyt silny, nic mi tutaj nie pomoże.
To ja, człowiek, sam ułożyłem ten pasjans
Odczytałem życie, które mi przeznaczono w kartach.
Nie wiem czy była warta ta gra aż takiej ceny
Zmarnowany czas, którego i tak nikt nie docenił.

Przedstawienie

Wpadają promienie przez okno, a ja staram się uciec
Bo nie zawsze najprostsze rozwiązanie jest kluczem,
Kluczę w labiryncie, pewnie zastanawiasz się po co,
A ja po prostu jak najszybciej chcę uciec kłopotom.


Znowu napiszę o uczuciach, wiem, to idzie za mną
Zapomniałem jak się pływa, muszę poruszać się tratwą
To nie jest łatwą sprawą, tonę przecież nawet teraz
I choć płuca pełne wody, muszę w końcu się pozbierać.
Usłyszałem zbyt dużo słów, rozbiły moje wnętrze,
Stoję sam na scenie, przede mną  pusta przestrzeń.
Słyszę jak bije serce, szukam Cię w wyobraźni,
Odnajduję Twoje zdjęcie i choć poddałby się każdy
To odgrywam swoją rolę w tym spektaklu w masce
I wciąż myślę o Tobie, nie zdarza mi się to zawsze.
W końcu otworzyłem oczy, to koniec scenariusza
I chociaż prosili o bis, ja nie potrafiłem ich słuchać,
Bo byłem głuchy na cały świat, oprócz Ciebie wtedy,
Dzisiaj tak bardzo mi brak tego co było między nami kiedyś.
Nie wiem co we mnie krzewi dalej ten ogień co dawniej,
Bo rzeczywistość niechybnie ugasza całą prawdę.
Rzucają na scenę kwiaty, a ja patrzę i próbuję odnaleźć
Dwie iskry w oczach, które tak niedawno poznałem.
Widzę tylko pustkę i teraz nie wiem co zrobić z tym
To trochę smutne, kiedy się starasz, a i tak nie wiesz jak żyć.

niedziela, 9 czerwca 2013

Pamiętnik

Nie wiesz co przeżyłem, co czuję każdego dnia,
Sam już nie wiem ile, ile w sercu otwartych ran.
Podążam sam i staram się ukryć w sobie prawdę,
Zapisane w DNA, bo dzieje się tak od zawsze.
Nie wiesz co to smutek, co znaczą na oczach łzy,
Mam serce zatrute, moją trucizną jesteś Ty.
Chciałbym z tego bagna wyjść, ale niestety ugrzęzłem,
Bo wciąż myślę o tym, co dawniej było tak piękne.
Nie wiesz jak się czuję i co czułem wtedy,
A ja po prostu chciałbym by było jak kiedyś
Usłysz mój krzyk, odrzuć obojętność pewną,
Pozwól mi zrozumieć, bym wiedział to na pewno.
Nie wiesz o czym myślę, bo błądzę w uczuciach,
Nigdy się nie spodziewałem, że tak nisko mogę upaść.
A teraz posłuchaj, choć wiem, że mnie nie słyszysz
Chyba Cię straciłem, wiesz? Serce z całej siły krzyczy.


Ciągle nie wiem jak jest teraz, lecz pamiętam to co było (i)
Choć chciałbym się pozbierać, sam już nie wiem co to miłość [bo]
Wszystko chyba się skończyło i nie będzie tak jak dawniej [lecz]
Brak mi tu szczęśliwej puenty, by godnie zakończyć bajkę.


Nie chowam łez, choć prościej byłoby je ukryć
I czasem myślę, że marzenia można kupić.
Ten świat jest zatruty, nie mam sił już na nic,
Bo czasami bezczelność innych nie zna granic.
Nie chowam łez, choć może tak byłoby lepiej
I wbrew sobie dalej w sercu wiarę krzewię,
Choć wolałbym upaść i zamknąć drzwi od środka
To sam temu wyzwaniu nie daję rady sprostać.
Nie chowam łez, idę prostą drogą w ciemność,
Ale nie chcę bez Ciebie iść przez szaleństwo,
To pozorne piękno, co kłuje mnie jak ciernie.
Prowadzi mnie na szlak pełen bólu i cierpień.
Nie chowam łez, słyszysz?! Już więcej nie dam rady,
Muszę kończyć powoli, bo całe wnętrze krwawi.
I wiem, że nie potrafisz tego tak po prostu zapomnieć,
Wiem, i żałuję, stojąc w oceanie wspomnień.



Ciągle nie wiem jak jest teraz, lecz pamiętam to co było (i)
Choć chciałbym się pozbierać, sam już nie wiem co to miłość [bo]
Wszystko chyba się skończyło i nie będzie tak jak dawniej [lecz]
Brak mi tu szczęśliwej puenty, by godnie zakończyć bajkę.

I znów otwieram pamiętnik i kreślę nowy rozdział
I na kolejną stronę spada słonej wody kropla.
I niestety w oczach tworzy się szklana tafla,
Uczucia panują nad ciałem, tak działa szczera prawda.
Wiedziałem to od dawna, teraz trzymam kalejdoskop,
Bo przerodziło się w potok to, co na początku było kroplą.
I znów patrzę za lustro, szukam w nim czegoś więcej
I znów jest trochę pusto, woła z otchłani serce.
Podnoszę wzrok, szukając na ścianie drogi wyjścia
I nie mogę znaleźć nic, ona do tego przywykła.
Cofnąłbym czas, gdybym wdarł się w jego przestrzeń,
Brakuje tam nas, chciałbym widzieć w nim szczęście.
I niestety próbuję znów ulecieć bez skrzydeł,
Bo to co miałem w głowie mogło być prawdziwe.
Wyrządziłem krzywdę, a próbowałem się tego ustrzec,
Dlatego dzisiaj stoję sam i wypłakuję się przed lustrem...

Coś z życia

Minęły tygodnie nim coś spod mej ręki wyszło,
Wszystko bowiem prysło, zamglone spojrzenie w przyszłość...
To proste, przeważnie poświęcam więcej czasu wersom,
Miałem problem, to przeszłość, bo przeszła obojętność.
Cześć i braterstwo, ta jedność, co skleja nas w całość
I już mi wszystko jedno, bo już niewiele mi zostało.
Niby mało, a jednak na pewno nie tak wiele jak kiedyś,
Kiedy po prostu śmiało chciałem obraną drogę przebyć.
Brak nerwów, stres za mną, chyba odszedł już dawno,
Mam w sercu co piszę i chcę nazywać to prawdą.
Nie jest żadną niespodzianką, że uczucia biorą górę,
Nie jestem mistrzem, naprawdę, ale coś stworzyć próbuję.
Wiele popsułem i wiele chcę naprawić, to nie takie proste,
Bo trzeba rozumieć te chwile prawdy, chyba do tego dorosłem.
Popełniłem błędy, jak każdy, nie skreślisz mnie przecież za to,
I choć mogę popełnić następny nie nazywaj mnie socjopatą.
Wrzesień 96' początek drogi, pierwsze łzy i krzyk z gardła,
Niejedna skradła mi serce, pewnie nie uwierzysz, to prawda.
Podstawówka, gimnazjum - kompleksy i samotność,
Patrzę przez okno i próbuję nie zmoknąć.
Deszcz łez w pokoju, za szybą niebo płacze razem ze mną
Wyśmiany po raz kolejny, życie, już mi wszystko jedno.
To przeszłość, małe grono, z którym naprawdę byłem blisko,
Tak, kilku znajomych, przez tyle lat życia to wszystko.
16 lat później nowy etap, otwieram pamiętnika rozdział,
Może w końcu się coś zmieni, może kogoś w końcu poznam.
Nie chcę być lubiany jak dawniej,"ktoś kto może mi pomóc"
Nie odczuwałem różnicy żadnej, tak wmawiałem sobie w domu.
Nie udaję nikogo, czysta karta, reszta odchodzi w niepamięć,
I chyba właśnie udało mi się iskierkę nadziei odnaleźć.
Minęły dwa miesiące, a ja w końcu odnalazłem szczęście,
Byłem innym człowiekiem, zachciałem mieć jeszcze więcej.
Nie chciałem tego stracić, zrujnowałem część więzi w miesiąc
Musiałem za to zapłacić, nieliczni tylko wiedzą:
Nieprzespane noce pełne łez, przemyśleń i modlitwy,
Teraz wiesz jak jest, nie chciałem wyrządzić tej krzywdy.
Musiałem wybierać, kłamstwem zatajałem fakty,
Chciałem równoważyć, a sam okazałem się stratny.
Powrót do tej sprawy, czy też do tej wcześniejszej,
Kiedy sam się wyrwałem, choć trzymałem ją za rękę,
Sprawia mi ból, łzy ciekną po policzku teraz.
Uwierz, ja naprawdę kurde* musiałem wybierać!
Następne miesiące, uderza kalejdoskop wspomnień,
Próbuję nie myśleć, ale nie mogę o niej zapomnieć.
Maska na twarzy przykrywała prawdę, nie widział tego nikt,
A momentami po prostu nie chciałem dłużej tak żyć.
Nie chcę iść tak dalej, muszę uczucia przelać na kartkę
Choć źle się czuję stale, może w końcu wszystko załatwię.
I może nie widziałem, że to coś więcej, bo byłem ślepy,
Dzisiaj muszę przemyć rany solą gorzkich łez, niestety.
Czuję się źle, coś mnie uciska, nie wiem dlaczego
I pewnie powiedzą, że może to ona jest odpowiedzią.
Nie wiedzą o tym nic, sam nie wiem i to jest przykre
Chyba coś odbudowałem, ale do fałszu już przywykłem.
Siedzę i myślę, nie wiem co napisać o tym.
Ja i moje denne życie, ostatnio same kłopoty.
I mógłbym znowu napisać o szklistych oczach, ale nie chcę
Nie chcę się powtarzać, choć to dla mnie jest przekleństwem.
Pisane przez serce, ręka spisywała chwile,
Nikogo to nie obchodzi, ale mogę zrobić chociaż tyle.

Zgubione uczucie

Chłodna jesień, już za kwadrans dwudziesta,
Wpatrzony jak w obrazek, nie, nie mogę przestać.
Przyćmiewa inne, przy niej wszystkie gwiazdy bledną,
To właśnie ta jedyna, mojego życia sedno.
Czekałem tygodnie, odwzajemniła uśmiech,
Myślałem, że będzie lekko, było tylko trudniej.
Dlaczego? Nie wiem, taka natura kobieca.
Dlaczego? Nie wiem, muszę to przeczekać.


Dlaczego mój i twój świat wtedy się zderzył?
Najgorsze, że na te pytania są odpowiedzi.
Chciałbym wiedzieć to, lecz nie jest mi dane,
Sam zasypiam nocą, sam budzę się nad ranem.


Dzień za dniem, przemija każda chwila
Sam się zastanawiam: uczucie czy przyjaźń.
Unika mnie, przechodzi obojętna,
Może zapomniała, już niczego nie pamięta.
Gorzkie wspomnienia - dawniej te z najlepszych
życiowy sarkazm nowy rozdział dla mnie kreśli.
Znowu w mej głowie te same pytania,
Na nic wszelkie próby, na nic starania.


Dlaczego mój i twój świat wtedy się zderzył?
Najgorsze, że na te pytania są odpowiedzi.
Chciałbym wiedzieć to, lecz nie jest mi dane,
Sam zasypiam nocą, sam budzę się nad ranem.


Przeklęte dni, kolejne łzy spływają,
Wydaje się, jakby życie było karą,
Okrutny los zostawia swe znamiona,
Trwać, być, marzyć czy też skonać?
Ból i nadzieja, ze skrajności w skrajność,
początek końca, niezwykła zwyczajność.
Najcięższa walka, umysł versus serce,
powrócę na tarczy, bo nie chcę już cierpieć.


Dlaczego mój i twój świat wtedy się zderzył?
Najgorsze, że na te pytania są odpowiedzi.
Chciałbym wiedzieć to, lecz nie jest mi dane,
Sam zasypiam nocą, sam budzę się nad ranem.


Myślę, więc jestem, choć wolałbym nie być,
Zgubione uczucie złość we mnie krzewi
Nadzieja umarła, a umiera ostatnia,
z życiowej talii wyciągnięta trefna karta.
Czas to zakończyć, nie myśleć już więcej,
Z rozpaczy, tęsknoty rozrywa się serce.
Jedno celne cięcie lub pętla na szyję,
Koniec mych cierpień. Przez miłość nie zyję.

Nostalgicznie

Dziś dziewiąty grudnia dwa zero dwanaście, zobacz.
Dawniej służyli ojczyźnie, dziś robią to na pokaz,
Ogarnia mnie trwoga jak widzę te kłamliwe twarze,
Politycy - główni aktorzy w obłudnym teatrze marzeń
Nie myślą o narodzie, ważne dla nich tylko zyski,
krwiopijcy, pasożyty, którym naplułbym w pyski
Tysiąc lat historii, polaków walczących o ojczyznę,
Od krzyżaków przez szwedów, 123 lata na obczyźnie
po fronty wojenne, Pierwszą i drugą wielką wojnę,
Gdzie ginęły miliony, bym ja mógł żyć spokojnie.
Prawdziwi patrioci, tak jak Piłsudski czy Dmowski,
Potrafili się pogodzić, zrobić wszystko dla swej Polski.
Swojego narodu, który dawał im własną tożsamość,
Wtedy najważniejszy był kraj, dzisiaj to już nie to samo.
Ciągła walka o stołek, nagonka, wyzwiska i potwarz,
Wielu nie wytrzymuje, nie może temu sprostać.
"Wielcy patrioci", który nie znają nawet słów hymnu
Nie znają własnego języka, robią za to dużo dymu, o nic,
Przez kilka lat zdążyli prawie wszystko roztrwonić.
Duma z bycia polakiem dzisiaj nie znaczy tak wiele,
Przynależność do kraju, który przeżył najwięcej ze wszystkich,
Chciałbym siedzieć cicho, ale nie mogę, bo wciąż wierzę,
że zdarzy się cud i naród znów będzie sobie bliski.

ja i Ona

ja
i Ona
Tylko nas dwoje
Jedna miłość
uczucie
westchnienie

Błądzę po ciele

Delikatnie muskam wargami usta
wysuwam język
Łączymy się w jedno
na tą krótką chwilę
na czas pocałunku

Schodzę niżej
czuję gęsią skórkę na Twojej szyi
wiem że to uwielbiasz
delikatnie, łagodnie
sprawiam Ci przyjemność

Pieszczę piersi
zataczam kółka wokół brodawek
Jak niebiański nektar
spijam kropelki Twojego potu
zapach podniecenia

przesuwam dłońmi po brzuchu
masuję biodra
powoli
spokojnie
zmysłowo

głaszczę wewnętrzną stronę ud
czuję jak się wzdrygasz
Twój oddech się wzmaga
wiem
że jest Ci dobrze

Chcesz więcej

Docieram do kresu podróży
punktu rozkoszy

Słodka ambrozja sprawia
że się zatracam
w Tobie
w mych ruchach
w Nas

Oddychasz coraz głośniej
nie panujesz nad sobą
nad swym ciałem

Skurcze przenikają każdy mięsień
Spazmatyczne odruchy
konwulsje, błogostan
Szczytujesz
jesteś w raju
a ja razem z Tobą

U bram niebios
Gdzie nie ma nic więcej
prócz szczęścia
rozkoszy
prócz Ciebie.

Pasja

Choć nie wszystko wychodzi, bo taka kolej losu
Nie można przestać i poddać się bez walki
Iskierkę nadziei czas wydobyć z Chaosu
Z podniesioną głową tworzyć na rzecz pasji

Druga twarz

Błysk klingi uderzającej o broń przeciwnika,
Trzask kości łamanych przez zwyrodnialców.
Nóż w plecy, bo honor od dawna już zanika,
Dawniej przyjaciele - dziś uchodzą za zdrajców.


Piękny sen o rzeczywistości przemija wśród blasków i cieni,
Są w mym życiu ludzie, dla których mógłbym to wszystko zmienić.
I choć mnie nikt nie doceni, to staram się ślepo o względy
W tym przystanku na ziemi, gdzie wciąż omijam zakręty
Ludzkich uczuć, świadomości, tego cholernego fałszu,
Chcę zobaczyć już metę, lecz nie minąłem jeszcze lini startu.
Ufałem, uważałem za przyjaciół, ale w końcu mnie zawiedli
Starania? Zwykła strata czasu, bo oni dalej będą kręcić.
Pozostają tylko myśli i wspomnienia, te niezapomniane chwile,
Kiedy byłem z nimi, i chciałem być i znać tak długo jak żyję.
Łzy lecą same. Kiedy myślę o tym pęka na kawałki serce,
Ból psychiczny i fizyczny,nie zniosę go chyba już więcej.
Czas się odciąć, olać ludzi, którym dawniej pierwszy podałem rękę.
Całą przeszłość chowam w sercu. Nie zapomnę. Będę cierpieć

Upadli kochankowie

Mam pistolet, dwa naboje, los dwóch osób w ręku,
Ja i Ty, tylko nas dwoje, bez żadnych przekrętów.

"Piąta nad ranem, oczy niewyspane,
Nie mogę zasnąć za oknem płacze deszcz.
To do Ciebie, wiesz? Czy mnie pamiętasz?
To najszczerszy tekst, piszę go od serca."

Przebudzony ze snu w głębokiej rozpaczy,
pogrążony w zadumie, odciśnięte piętno losu.
Nie wiem czy jeszcze ją kiedyś zobaczę,
nie poczuję perfum, nie usłyszę głosu...
Wyciągam rękę szukając jej dłoni,
poruszam wargami wyszeptując imię,
nowy srebrny magnum przykładam do skroni,
ostarni raz pragnę by znów była przy mnie.

Dziewiąta wieczór, otwieram dom samotnie,
pustka i cisza, głuche echo w ścianach.
Stan załamania, żyję teraz skromnie,
czasy rozstania, o których chcę zapomnieć

Otwieram drzwi wejściowe, na oku mam jej zdjęcie,
Ściągam mój płaszcz, wieszam tam gdzie zawsze ona,
Od dawna w sercu zajęte dla niej miejsce,
Parszywa przeszłość, którą muszę pokonać.
Wyciągam pióro, pierwszy od niej prezent,
Zamknięte szczelnie, prawie jak artefakt,
Wszystkie uczucia zostawiam na papierze,
Wybiła dziesiąta, zostało tylko czekać.

Księżyc na niebie, w pełnię zapatrzony
podziwiam gwiazdy rozświetlające drogę.
Podnoszę głowę i zauważam Ciebie,
łzy lecą rzewnie, odzywa się serce.

Całujesz mnie w policzek, sucho, beznamiętnie,
łapiesz za rękę, prowadzisz do sypialni.
Swymi słowami znowu łamiesz serce,
Zgasła nadzieja, i iskierki jej wygasły.
Przybliżam się do Ciebie zamykając oczy
Podtrzymuję głowę, to nigdy już nie wróci,
Zaczynam płakać, wyciągam broń spod kołdry,
Umieram z ukochaną, dwa strzały hymnem uczuć.

Północ na zegarze wybija zmierzch miłości,
Prawdziwe uczucie przepełniające serce,
Za oknem czarne kruki opłakują żałośnie
Upadłych kochanków trzymających się za ręce.

Nadzieja

Posłuchaj swego serca, wierz nam, nie płacz,
Ja pamiętać będę zawsze Syrię, Wietnam,
Przestań ściemniać, wsłuchaj się w rytm kroku
Orzeł czy reszka, walka ludzi wokół
Choć nie jestem jak Sokół chcę przekazać prawdę
Sam jeden po prostu tu od zawsze na zawsze.
Ograbiony z marzeń, zakopany w piaskach,
W niuansach ostała się ostatnia szansa,
Więc niosę prawdę, tą prawdę na barkach,
By sprawdzić co skrywa bliźniacza karta
Osuwam się w nicość, słyszę w eterze dźwięki,
Lawina uczuć lokuje prawdę w cokole
Już wiem, że jestem jeszcze komuś potrzebny
Podniosłem się z kolan, teraz na Ciebie kolej.

Spektakl

Pośród wszystkich ludzi wokół, pośród krzyków ludzkich gardeł,
Wśród zakrętów własnych uczuć dzisiaj chcę odnaleźć prawdę.

Rzut kostką na planszy, krok do przodu i dwa w tył,
Brak marzeń, złudnej szansy. Stukot kroków, kilka chwil.
Resztki sił, na twarzy maska, wszystko skryte w środku serca,
Powiedz mi, że to ostatnia, jeśli nie - po prostu przestań.
Ja na szachownicy pionkiem, Ty zawsze królową partii,
Uskakuję przed fałszywym stopniem, rozdajesz pod stołem karty.
Czy to żarty? Czysta kpina, uśmiech z zewnątrz, płacze wnętrze.
To co było - zapominam, nie chcę jeszcze bardziej cierpieć.

Wspomnienie

Szklanka w połowie pusta, dla Ciebie zawsze pełna,
Echo odbijających się łez dziś całego mnie wypełnia.
Za oknem pełnia, a ja patrzę ślepo w gwiazdy,
Spoglądając w Twoje oczy szukam w nich zalążków prawdy.
Błękitna tafla, w jej odbiciu widzę wszystko,
Brak nadziei i przyszłości. W tą sekundę wszystko prysło.
Przeszłość we mnie, wnętrze wrzeszczy, koniec filmu, zróbmy cięcie
Siedzę cały zapłakany, pęka na kawałki serce

Ocean nieba

Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba...

Patrz na ten świat, pełno zalet i wad,
Czasu szmat, kilka lat, a ja żyję
Spraw, by ten czas ciągle marzenia kradł,
Zrozum brat, z kolan wstań, choć na chwilę.

Błękit nieba wśród zieleni i nie trzeba mi nic więcej,
Dzisiaj chcę się w końcu zmienić, serce już nie znosi cierpień.
W twe ręce, niestety złożyłem duszę i uczucia
Nigdy się nie spodziewałem, ze tak nisko mogę upaść.
Po trupach do celu mówili, ja spokojnie szedłem,
Nie traciłem ani chwili, tak po prostu do niej biegłem.
Nie dopuszczali mej porażki, oczekiwali happy endu
Dziś ciężko jest się przyznać do popełnionych błędów.

Mam parę spraw, pośród krzyków i zwad,
Dziwny traf, klepsydr piach, poznaj siebie
Dam kilka rad, dawno zniszczyłaś nas,
Umysł skradł serca skarb, byłem w niebie.

6 miesięcy w przeszłość, spójrzmy dzisiaj w szklaną kulę
Bo oddzielam grubą kreską, to co dawniej do niej czułem.
Z wielkim bólem kreślę słowa, sople żalu wbite w serce,
Ty za rękę mnie poprowadź, bym już nie czuł tego więcej.
Tonę w głębi moich pragnień, marzeń do dziś niespełnionych,
Wciąga mnie ocean nieba, tylko ja, nieposkromiony,
Chcę już odejść, ręce w górze. Skończ to wreszcie, na co czekasz?
-To te łzy na twych policzkach, wiem, że kochasz, nie zaprzeczaj.

Bezimienni

Oddech, który przepełnia powietrze nadzieją
Rytm tętna, świst kul i przebite serce
A może..? Nie, to wojowniczy ryk z gardeł
Za każdą sekundę walki
W podzięce

Jesteśmy stamtąd, skąd przybyliśmy
Żyjemy tak, jak mówią wszyscy wokół
Gdzie siła? Jednostkę wybił wróg ludzkości
Na kartach historii spisany
Czarny protokół

Zapomniani w ogóle masy,
Pamięcią płoną w moim wnętrzu
Na baczność powstań!
Chciej zamknąć oczy
Zobaczysz to wszystko w swym sercu.

Karuzela

kręcę się
choć ciągle stoję w miejscu
na karuzeli życia
opadam jak jesienny liść
pędzę w dół
szukając uwolnienia
kilka kroków w tył
ciemność
pustka
jestem.

Pasmo niepowodzeń

Znów pasmo niepowodzeń prowadzi mnie do cierpień
Ciężkie chwile, trudno żyć i mieć wciąż na twarzy maskę,
Odwieczny maraton, potykając się o skały dalej biegnę,
Upadając na kolana ponoszę kolejną porażkę...

Przez Cieśninę Mesyńską płynę łódką bez steru,
Sam nie wiem, czy wyjdę cało z walki z Goliatem,
Los wskaże kierunek, a ja sam jeden pośród wielu
Tonę w uczuciach, powstrzymując się przed płaczem.
Ocean wspomnień, a w nim ja, nie potrafiący pływać,
Serce z kamienia ciągnie całe ciało na dno.
Zabity zemstą, choć nie chciałem być jak Tybalt,
Ostatkiem sił utrzymuję się nad wody taflą.

Taktyk

Cyk, cyk
Zegar tyka
Szach - mat
Na szachownicy życia
Prosty pionek
Krok do przodu
Jeden ruch
Wart zachodu?

Druga szansa

Poczuj wdech powietrza, weź go pełną piersią,
Odrzuć przeszłość, by podążać dalej dobrą ścieżką,
I choć czasem jest ciężko, nie poddawaj się w walce,
Bo od zawsze po porażce życie daje nam szansę.

Spójrz do wnętrza serca, odczytaj całą prawdę,
Żar miłości rozpal, co tli się tu od zawsze,
Interpretuj trafnie wszystkie małe znaki,
Bo w kolejnych fazach nie otrzymasz tej szansy.
Każdy ważny symbol chciej stawić na piedestał,
Już nie możesz przestać jeśli coś odczytasz,
Bo wszystkie wypadki formowane są przez nas,
Cienka linia w sercu została wyryta

Kły chwil

Bezsens największym sensem istnienia, naprawdę,
byt i nicość, czyste mniemanie, a jednak równowaga,
Rób co Ci mówi serce, nie bój się, bo od zawsze,
głupcy umierają, gdy z miłością przyjdzie się zmagać.
Są na świecie rzeczy mniej ważne i te ważniejsze, zobacz,
jak życie ucieka Ci przez palce przez uczucie
jesteś kim jesteś, nie udawaj innego, ten pokaz,
zawsze źle się kończy, te złudzenia są zatrute...
Wykorzystaj chwilę, bo ucieka, pędzi jak wiatr przed siebie,
skorzystaj z szansy, jeśli taka nadejdzie,
wierz i się staraj, ale szybko, bo choć ja jeszcze wierzę,
to jest mi z tym ciężko, lecz w końcu to zmienię.

Ocean uczuć

Chciałem przeprosić, lecz nie wiem jak za bardzo
Piszę więc ten wiersz, może proste słowa starczą..

Wyrządzona krzywda pozostaje w umyśle na zawsze,
Kilka głupich zdań, które niweczą całą przeszłość,
W amoku powiedziane kłamstwa przysłaniają prawdę,
Dzisiaj postrzępione pióra nowy etap życia kreślą.
Jeden mały błąd, jedno słowo, jedna myśl za dużo,
Choć wszystkie wspomnienia powracają bezlitośnie,
Życie przedstawieniem, gdzie generalną próbą
Ostateczne spotkanie, które miało być prostsze...

Zwyczajny człowiek szukający odpowiedzi,
Zgubiony w zaułkach własnego umysłu.
Znajduje słowa, lecz dusza jego przeciw,
Przekształca refleksje, które na ten temat wysnuł.
Niby przypadkowy szyk zdarzeń kreuje rzeczywistość,
My - zwykłe pionki na szachownicy jestestwa.
Na starcie przegrani, bo walczyć nam przyszło
Z najgorszą marą z niebiańskiego królestwa.

Przebacz? Wybacz? Pospolity wymiar i brzmienie,
Ogarnięty frustracją - gotowy na wszystko.
Dziś ogień rozpalam, niepotrzebny życia krzemień
Bo przeszła doczesność fundamentem pod przyszłość.
Kilka słów pogardy najlepszym pokładem energii
W świecie, którym od dawna rządzi fałsz i obłuda,
Jeden wyraz od serca, a tak bardzo cierpi:
Prawdziwe przepraszam, bo szczerość czyni cuda

///////

Pustka w mym sercu. Czy kiedyś zapłonie?
Bezkresny ocean uczuć
I ja sam, który w nim tonę.

Łzy

Dość już moich przelanych łez,
Po życia kres, na zawsze będę kochać,
Czuję się źle, to sprawa prosta,
Z zaułku smutku chcę się wydostać.

Słowa przynoszą gorycz, czynią wielką krzywdę,
Znów los ze mnie zadrwił, heh, już przywykłem.

Teatr marzeń, jak zwykle inny finał,
Przykry łańcuch zdarzeń, który chce się przeklinać.
Czy to moja wina, że taki już jestem?
Życiowa kpina zaburza ludzką przestrzeń,
Wciąż więcej i więcej, kolejna seria w serce,
Bez przerwy atakuje przysparzając mi cierpień.
Stoję w kolejce, czekam na swą chwilę,
Chcę kupić marzenia, by przyniosły mi siłę,
Czekam godzinę, dobę, tydzień, miesiąc,
Czekam wytrwale, przez cały czas wierząc,
Że to coś zmieni, że powróci wiara
W moc najsilniejszą, w moc zakochania.
Jak zwykle dramat, farsa, komedia,
Nie chcę tak żyć, nie zdołam przetrwać.

Wszystko źle robię, ciąży na mnie fatum,
Sam sobie szkodzę, brak w tym przypadku.
Zraniony po upadku, a jednak dalej żyję,
Chciałbym móc kochać chociaż przez chwilę.
Bez przerwy myślę, chociaż tego nie chcę,
Muszę odrzucić te myśli przeklęte.
Kreślę nowe słowa, wyrzucam mój smutek,
Co było minęło, do tego nie wrócę.
Dwie strony monety - dwie strony medalu,
Awers i rewers, chcę zacząć pomału
Odkrywać świat, lecz dalej stoję w miejscu,
Złamane serce i pustka w tym sercu...

Fale

Błądzę po mieliźnie wspomnień
Starając się dostać na wyspę obojętności.
Dno usiane odłamkami  fałszu
Który rani mi stopy i serce.
Chcę tylko jednego
Zapomnieć.

Tworząc szatański krąg cierpień
Otaczają mnie skały nienawiści.
Jak kostki domina
Przewracają się powoli.
Kolebka rozpaczy?
Już nigdy więcej.

Dwa kroki do szczęścia
Bariera miłości
Najgorsze co było
i najlepsze zarazem
Złudna nadziejo, odejdź!
Mącić przestań.

Losowy przypadek?
Bynajmniej, nie wcale
Dwie iskry w źrenicach
Dziś płonie całe wnętrze
Pożoga uczuć
Stopiła mnie, prawie

Śpiew ptaków
I kołyszące się fale
Pośród szumu oceanu
To dzieje się w mej głowie
Umarłem
Zawczasu.


Kalejdoskop wspomnień

Wszystko dziś powraca - kalejdoskop wspomnień,
Samotność doskwiera, nigdy tego nie zapomnę.


Aleja prawd i kłamstw, wybrałaś drogę fałszu,
Ja zbytnio zapatrzony, by wyrwać się z letargu
Byłem tylko szmacianą lalką w twoich rękach,
Zwykłą marionetką, która nie mogła tego przerwać.
Porzuciłem wszystko, opuściłem moich bliskich,
To przez Ciebie życie uplotło mi węzeł gordyjski.
Do końca świata będę cierpiał, po części z własnej winy,
Budzę się każdego ranka odziany w szaty Dejaniry.

Okropna przeszłość wyryła na mym ciele krwawe blizny,
Przerwałem więź, której przyczyną były wszystkie krzywdy.
Nieprzespane noce przeplatane rzewnym płaczem.
Potrafiłem znieść wiele, lecz tym razem nie wybaczę.
Głucha cisza. W pustce i nicości odnalazłem swój azyl,
Idealny świat bytów, gdzie nikt nie ma dwóch twarzy.
Obrałem kierunek, kroczę nową życia ścieżką,
Chciałem żyć teraźniejszością, ale wciąż powraca przeszłość.

Przepraszam

Jedno słowo – wiele znaczeń, lecz tłumaczy wszystko,
Dziwny łańcuch przykrych zdarzeń poznaczony blizną.
Uderzenie w pierś nie starcza, krzywdy są zbyt wielkie,
Nie starczają tłumaczenia, w mrok odchodzi szczęście.
Zawiść , smutek, złość czy zazdrość kryzysu przyczyną?
Tylko jedno dziś jest pewne – skażony mą winą…
Czas odrzucić wszelkie troski, w słowa ubrać myśli,
Przejść do sedna ciężkiej sprawy, wątek ten uściślić.



Skrucha,  wyrzuty sumienia, a po nich szczerość,
W tym słowie zawarto prawdy życia ludzkiego.
Proste przepraszam składane dziś w twe ręce,
Przyrzekam, że ta sytuacja nie zdarzy się już więcej.
Prawdziwe uczucia, w talii brak zakrytych kart
Zero kłamstw- okrutny człowiek, a jednak coś wart.
Na sam koniec kwintesencja sensu, piękno wiersza,
Bo przepraszam nie wystarczy, trzeba dać coś też od serca.

Pierwszy kamień

Pierwszy kamień ciągnie za sobą lawinę,
Wciąż samotny,  chciałbyś choć przez chwilę
poczuć  miłość, która dalej jest zagadką,
dlatego spędzasz kolejną noc przed kartką.
Stos papierów - w nich przelane twe uczucia,
żadnego pomysłu, chciałeś iść po skrótach,
A w łańcuchach narazie uwięzione jest serce,
I chce się uwolnić, byś nie musiał już cierpieć.
Staram się jak mogę, lecz nikt nie docenia,
wciąż powracają parszywe wspomnienia.
Wyryły blizny, które zostaną na zawsze,
ukrywam to w sobie, tę całą gorzką prawdę.
Rozsadza mnie  wyniszczając od środka,
przeklęte fatum, któremu muszę sprostać.
Atak furii.Rozlany atrament, znów zniszczona strona
Czas zamknąć ten rozdział i przeszłość pokonać.

Stojąc nad przepaścią ludzkiego umysłu,
Widzę chwile, które chciałbym z niego wypruć,
Nie wiem czy skoczyć czy inną drogę wybrać,
Tak by mym bliskim nie stała się krzywda.
Muszę to przyznać, bo szczerość jest w cenie,
Mam takie jedno, najskrytsze marzenie:
W uczuciu i miłości chcę odnaleźć azyl,
Zasypiać i budzić się z uśmiechem na twarzy.
Tak jak się zdarzy przyjmować wszystko,
Odrzucić troski, samemu tworzyć przyszłość.
Dziś dźwigam ciężkie brzemię i ostatkiem sił
Próbuję zatrzymać w pamięci tamte dni.
Nieliczne z radosnych, pełne uśmiechów,
Kiedy świat się zatrzymał i bez pośpiechu,
gdy nasza miłość istniała naprawdę,
żyliśmy razem, spokojnie, na zawsze.


Kły chwil przez serce, lecz nie chcę już więcej
W samotności przechodzić tej drogi pełnej cierpień.

Sarkazm

Ziściły się marzenia, przeobraziły piękne sny,
w czeluściach mroku dziś zostawiłem złudzeń krzyk.
Teoria orła i reszki, mówisz, życiowy sarkazm,
Gdy jeden pławi się w luksusach, a drugi umiera w spazmach
Pełna gama zdarzeń, absurdy rządzą światem,
dzisiaj mąż zabija żonę, a kłóci się brat z bratem...
Czas zmian nastaje, nowy rozdział w pamiętniku życia,
przeszłośc odchodzi w nicość, masz nowe karty do odkrycia.


Jak feniks z popiołów- powstałeś i żyjesz na nowo,
nie potrafisz się odnaleźć, chcesz zabić królową.
Szach-mat w odpowiedzi, żywota ludzkiego kres,
a ty znowu i dalej, wciąż odradzać się chcesz.
Pustka i nicość, wszechobecna głucha cisza,
Zastanawiasz się czy to wszystko skończy się dzisiaj.
Cierpisz, coraz bardziej pragniesz powrotu normalności
Anomalia goni anomalię, trefne odbicie rzeczywistości.

Przystań

Mijają dni, miesiące, lata nim znajdujesz tę przystań
miejsce, które do tej pory widywałeś tylko w myślach,
gdzie w ulotnych chwilach ukryte jest życia piękno,
gdzie najważniejsza jest przyjaźń,  inne wartości bledną.
Wiem jedno i jestem pewien, że nie zapomnę tego nigdy
Nie zapomnę ideałów, nie krzywdząc przy tym innych.
Chcę się tego trzymać, to chyba jasne, znasz to,
odkrywam nową drogę, gdy wszystkie światła gasną.

Aleją prawd do nieba bram, pragnąłem trwać wciąż w tym
ty autostradą kłamstw ciągnęłaś mnie, nie chciałem już tak żyć.
posłuchaj więc ostatni raz, nie chcę Cię widzieć  więcej,
posłuchaj dziś tych gorzkich słów, bo krwawi moje serce.
Wolałaś z nim przebywać gdy czekałem znów na ciebie,
zwodziłaś wciąż, kłamałaś tak, lecz los marzenia grzebie.
Dlatego dziś nie zrobię nic, wyrzucam tej miłości klucz
nie szukaj go, bo choćbym mógł, już nie odpuszczę win

Przegrałem jedną z najważniejszych prób
Byłaś wczoraj
Byłaś zawsze
Tylko Ty
Naprawdę...

Bukiet kwiatów

Śnieżna zamieć, biały puch i już więcej nie potrzeba,
Odszedł w niepamięć każdy ruch, zatapiam się w problemach..

Zima w całej swojej krasie,na zewnątrz temperatura ujemna,
Nie raz chciałoby się zasnąć, lecz rozgrzewa mnie moc serca,
Chciałbym przestać, móc odrzucić myśli zwiędłe, samobójcze
Nieraz czuję śmierci przedsmak, bo to wszystko jest zbyt trudne..
Muszę próbę tą pokonać, martwą duszę  ukryć w sercu
W tym fizycznym ciele skonać,  nie popełniać więcej błędów.
żyć bez lęku i na nowo się odrodzić jak z popiołu feniks
I choć ślad swój zostawiłem, chcę to wszystko zmienić...
Jedno słowo mną kieruje, ta osoba, myśl, uczucie jedno,
Sam stworzyłem chryzantemy, które  powolutku więdną,
Trafne sedno, tam w wazonie stoją obok poczerniałe orchidee,
chciałem Twoją miłość zdobyć, lecz zrobiłem niezbyt wiele..
Lub zbyt wiele, sam już nie wiem, kroczę w samotności dzisiaj,
Tarninowym piórem tworzę, Ty się moim słowom przypatrz..
Nie chcę więcej sprawiać bólu, różę oczyściłem z kolców,
Czerwień miesza się z błękitem, dwa kolory, tak po prostu..

Ciemność

Ciemność
Zmory wszego świata budzą się do życia
Strach
Atakują wszystkich, taki ich styl bycia
Przerażenie
Widok lub poczucie takiego zjawiska
Ciekawość
Głębsze go poznanie, przypatrzenie się z bliska

Cztery słowa znacząco powiązane
Budzące uczucia ze zgrozą nazywane.
Istoty bez życia w duszy zatracone
Przywołują myśli niby poronione.

Niektórych zaskakują, innych intrygują,
Jeszcze innych prosto w serce atakują.
Taka ich natura, taki ich charakter
Niedługo będzie można je nazywać faktem

Powoli się ujawniają i to coraz częściej,
brak spotkania z nimi można nazwać szczęściem,
ale to się zmieni, naprawdę już niebawem,
można o tym mówić lub ujawniać słowem.

Dziś jutra nie ma

Dziś jutra nie ma i
nastaje czas wielkich przemian.


Znów jestem sam,
brakuje mi Ciebie,
źle odczytuję
znaki na niebie,
Chcę kochać mocno,
i być kochanym
chcę tulić Ciebie
i być przytulanym
Chcę śmiać się z Tobą
i z twoich żartów
chcę, bo naprawdę,
naprawdę warto.
Czuję się pusty,
brakuje kogoś,
jesteś jedyna,
jedyną osobą,
dla której wszystko,
bez wyjątku zrobię,
której bliskości
szukam wciąż w Tobie.
Chcę dzisiaj zawrzeć
mój smutek w tym wierszu,
setki mych pragnień
jak krople na deszczu,
jak łez przykrych potok
i jak strumień niewiedzy
chcę trwać w tym póki
nie będzie jak wtedy.
Prawdziwe szczęście,
 go wciąż poszukuję,
chciałbym mieć więcej,
lecz kogoś brakuje,
Brakuje Ciebie
mej ukochanej,
pierwszej miłości,
tej nieskalanej.
Przenoszę więc góry,
i przepływam wody,
muszę to zrobić,
naprawić chcę szkody
Muszę więc wierzyć,
że coś się zmieni,
muszę więc czekać.
i trwać w tej nadziei
która jak słońce,
jak słońce po deszczu,
oświetla me życie
i pustkę w mym sercu.
Nie chcę bez Ciebie
iść przez szaleństwo,
chcę byś miłością
rozświetlała ciemność,
byś była ze mną,
tu razem, na zawsze,
Bo Ciebie kocham,
od zawsze, naprawdę.

Dwa serca

Mimo, że za oknem ciągle pada,
Mimo, że znów nic się nie układa,
Miłość dla mnie  drogowskazem,
Nasze serca zawsze będą razem.

Mimo, że źle dzieje się czasami,
Mimo, że źle jest też między nami,
Miłość dla mnie drogowskazem,
Nasze serca zawsze będą razem.

Mimo ciągłej, nieustannej wojny,
Mimo tego ja jestem spokojny,
Dlatego, że jesteś wciąż przy mnie,
Dzięki Tobie czuję się niewinnie.

To że Cię kocham, to Ty wiesz od dawna,
To że Cię uwielbiam, nowina to żadna.
Że wciąż Cię pożądam, możesz się domyślać,
Że mi się podobasz, nie muszę wcale zmyślać.

Dwa serca nasze od dawna połączone,
pożar mej miłości do Ciebie wciąż płonie,
Zapalony wiecznie, nigdy nie ustanie
na zawsze będę z Tobą, ja i Ty, kochanie.

Wiara

Wierzyłem i trwałem, durne bajki o cudach
Spieprzyłem tę sprawę, chyba myśl oczywista
Może kiedyś ten most odbudować mi się uda,
Zerwane połączenie i łzy na policzkach.

Kręta ścieżka miłości

Kręta ścieżka miłości tysiące osób już zwiodła.
Przeklęta zguba ludzkości - kolejnego zawiodła.
Śmierć i zwycięstwo, a może jedno lub drugie?
Dwie maksymy stare, które poniosły go ku zgubie.
Kochał nad życie, przynajmniej tak mu się zdawało,
teraz może tylko płakać nad tym co po niej zostało.
Żyć w glorii i chwale - marzył o tym od dawna,
lecz po splamieniu honoru sprawa była jasna.
Została jedna alternatywa, z której mógł skorzystać,
śmierć przez samobójstwo - musiał na to przystać.
Kilka dni przygotowań, sytuacja jakby był rzut karny,
potem tylko pętla na szyję, no i koniec, człowiek martwy.
Ta dziewczyna nieszczęsna, która z nim zerwała,
gdy go tam zobaczyła, przeraźliwie załkała.
I już wszystko wiadome, wiedziała dlaczego,
mimo że się starał, nie odzywała się do niego.
Znała tę osobowość, znała ten charakter,
wiedziała jakim może podążyć życia traktem.
Teraz już do końca swych dni będzie tego błędu żałować,
jeśli wcześniej nie zechce od tego bólu umysłu i serca zachować

Laur miłości

Miłość zwycięża wszystkie przeciwności.
Prowadzi nas przez życie, gdy nie mamy pewności,
sprawia wiele radości, kiedy w sercu zagości,
i rozchodzi się po ciele, każdej namniejszej kości.
Dzięki niej jesteśmy wolni, czujemy, że żyjemy
i każdego, nawet siebie, ciągle zaskakujemy,
naszym zachowaniem i dziwnym postępowaniem
oraz spontaniczym i nagłym, nadzwyczajnym kochaniem.
To miłość powoduje, że się wciąż zmieniamy,
szalejemy za sobą i się mocno kochamy.
Możesz być najgorszy, przez nikogo nie lubiany,
lecz pod wpływem uczucia goisz w sobie rany,
ulegasz przemianie, dziwnej, bo wewnętrznej,
ale potem czujesz ciepło tej miłości pięknej.
Uświadamiasz sobie to, w co nie wierzyłeś,
to z czego się śmiałeś, lecz za czym tęskniłeś,
że nie ma nic lepszego niż pożar miłości,
ciągłego kochania i wiecznej namiętności.

Pożegnanie

Od dawna wracam pamięcią do tamtego wieczoru
Ty i ja,
ostatni nasz dzień razem.
Żegnałaś mnie czule, byłaś obiektem moich marzeń.
Musiałaś wyjechać, nasza miłość miała przetrwać,
długa rozłąka, ale nikt nie myślał, żeby zerwać.
Potoczyło się inaczej, może taki los nam dano?
Piszę do Ciebie po raz ostatni,
kieruje mną serce, ręka tylko kreśli słowa,
niczego mi nie kazano, pożegnalną będzie mowa.
Mimo, że ja wielce Cię kochałem, Ty wolałaś innego.
Wtedy, gdy na Ciebie czekałem, Ty byłaś cała jego.
Chcę Ci tylko wyznać, że żal ogromny we mnie gości
jedno zdanie w sms-ie, proste ,bez żadnych nieścisłości:
"Koniec z nami".
Tylko na tyle Cię stać, po tym, co przeżyliśmy?
Już nie pamiętasz dnia, kiedy miłość tę zwieńczyliśmy?
Mieliśmy być razem, nie obchodził nas cały świat,
za rękę iść przez życie, kwitnąć pięknie niczym kwiat.
Ale to już koniec,
może to była moja wina?
Tej pięknej miłości nieszczęsliwy finał?
Na pożegnanie zamiast słów kilku, wypowiem tylko jedno
w którym ukryte jest całe wiersza sedno
Kocham.

Wspomnienia ostatnich chwil

Niby zwykły dzień, a stało się coś przerażającego,
a wszystko przez Ciebie i Twe wybujałe alter ego.
Próbuję zapomnieć,
tylko o tym marzę
ale przed oczami mam tą scenę, te postaci jak w koszmarze,
które stoją nad nami, niczym kat nad duszą,
nasze przerażone twarze, z myślą, że nas zaduszą.
Ty musiałeś jak zwykle wtrącić swe trzy grosze!
Teraz już zawsze w pamięci będę widział te nosze
i Ciebie
leżącego na nich bezwiednie,
niczym kwiat
nie pojony, co za chwilę zwiędnie.

Razem

Nie, nie mogę uwierzyć, to za szybko się dzieje,
nic poza Tobą już dla mnie nie istnieje.
Wszystko co robię sprowadza się do Ciebie,
wciąż jesteś przy mnie, w biedzie i potrzebie,
Nie muszę już pisać o mocy tej miłości,
Nie muszę już wpadać w skrajność ze skrajności.
Ty jesteś ideałem, istotą nie z tej Ziemi,
jednak naszego uczucia nic raczej nie zmieni.
Idziemy przez życie razem, miłością połączeni,
Obok mnie idzie skarb, który złotem się mieni.
Jesteś cenniejsza niż diamenty czy inne śmieci świata,
dla mnie nic nie znaczą, gdy serce z sercem się brata.
Jesteśmy jak skała, mocno się trzymamy,
kłopoty unikamy, przeciwności mijamy,
Nic nas nie obchodzi, bo tylko siebie mamy.

Rewers życia

Trudny etap, ukazuje się gorszy życia rewers.
Dlaczego znów Ty musisz cierpieć? Sama nie wiesz.

Są takie dni, które ujawniają nam czystą prawdę,
Kiedy padają ciężkie i przykre słowa,
Są tacy ludzie, których znaliśmy od zawsze,
A tak naprawdę teraz poznajemy od nowa.

Są takie chwile, że mamy tego dość,
Potok smutnych łez odpowiedzią na wszystko.
Są takie myśli, które chcesz powiedzieć wprost,
Bo cierpisz przez osobę, z którą dawniej byłaś blisko.

Ponownie skrzywdzoną, wielka rozpacz Cię dopada,
Myślisz o osobie, która Cię zawiodła,
Sam na sam ze złym losem bez skutku się zmagasz.
Zarzucasz sobie winę, nie potrafisz temu sprostać.

Nie przejmuj się głupkiem, który znów Cię skrzywdził,
Masz zbyt wielką wartość, by przez niego cierpieć.
Zrozum i zaufaj, bo powinien się wstydzić,
gdyż wie, że przez niego płacze twe serce.

Pod wpływem uczuć

Słowa nie określą tego, co wykrzykuje serce,
nie okazują uczuć, choć łzy cisną się spod powiek,
wiem, ze zrobiłem coś, co nazwać chcę przekleństwem
bo największym i najgorszym jestem ja - człowiek.
Nawet nie wiem, czy zasługuję na to miano, bynajmniej,
jestem raczej fekalią, która przykleja się do buta,
Wiem to, bo nie ma dla mnie drogi innej żadnej,
Brak tu czyjejś winy, tylko moja, zatruta.
Zniszczone zaufanie, zniszczony most budowany od dawna, już dawno
głupi wierszyk pomyślisz, on myśli, że pomoże?
Spieprzyłem wiele i to coś co było pewnie już przepadło,
wiem ,że prostackie, ale będę się starał,
bo zależy mi na tym i na Tobie tak bardzo.

/////

Długa droga przede mną, lecz długą już przebyłem,
okraszona cierpieniem i dniami pełnymi smutku,
I choć nie da się wybaczyć tego co zrobiłem,
to chciałbym to naprawić, choć troszkę, pomalutku.
Możesz mnie traktować gorzej od największego wroga,
choć wcale nie wiem czy czasem  sam nim nie jestem,
bo po tym co zrobiłem, po mych wszystkich słowach,
jestem gotowy na wszystko, na całą serię cierpień.

/////

Po całej nocy żalu, myśli kłębiących się w głupiej głowie,
Wstaję rankiem i wiem, że wyrządziłem wielką krzywdę,
to zostanie na zawsze,naprawdę, bo bardzo ważną mi osobę,
skrzywdziłem, zraniłem, ehh, to wszystko jest tak przykre...
To pewnie nic nie zmieni, za dużą moc ma wartość słów,
Przypuszczam, że to co robię, co piszę, jest bezskuteczne,
Ale chcę, cholernie chcę, by było tak jak kiedyś znów,
Bo to co robię jest prawdziwe, tak kieruje mną serce

/////

Wiem, że teraz pewnie, tam, po drugiej stronie,
siedzisz i się śmiejesz ze mnie, z moich starań,
Wiem, że napisałaś mi już wprost, że to koniec,
Lecz ja się bardziej i jeszcze więcej będę starał,
Bo jeśli mi na czymś zależy, naprawdę, bez fałszu,
To nie mogę nic nie robić, patrzeć obojętnie,
Głupie wierszyki, proste, może bez przekazu.
lecz to pierwsze z kroków,których będzie więcej.

Trzy wspomnienia

Trzy wspomnienia najważniejsze leżące głęboko w sercu,
Choć niektórych nie pamiętasz, dają Ci wielką siłę,
Trzy wspomnienia najważniejsze, bez nich życie nie ma sensu,
Choć niektórych nie pamiętasz, to na pewno je przeżyłeś.


Spójrz na świat, w którym rządzi materializm,
Gdzie każdy przed każdym wszystkim się chwali,
Ta pogoń za pieniądzem największym przekleństwem,
To przez to cholerstwo tylu ludzi musi cierpieć.
Pierwsza pensja, rozumiem, skryte marzenie,
Własne mieszkanie czy samochód są w cenie,
Lecz jedno niezmienne, choć wypłata w portfelu,
To dalej po trupach chcesz dążyć do celu.


Spójrz na świat, ale z całkiem innej strony,
Kiedy człowiek właściwie pozbawiony jest głowy.
To miłość - rozumiesz? Zaczyna się niewinnie,
Łagodne podszepty, chcesz zawsze być przy niej.
Pierwszy pocałunek odpowiedzią na modlitwy,
Nieważny jest świat, ludzie i wszystkie krzywdy,
Bo w uczuciu skąpany nie myślisz racjonalnie,
Znowu chciałeś dobrze, a jak zwykle kończysz na dnie.


Namiętność, spełnienie, chęć tego zwieńczenia,
Łagodne podejście - nic więcej nie trzeba.
Ten pierwszy raz - Twój i ukochanej,
gdy wtuleni w siebie budzicie się nad ranem.
Lecz pierwszy raz zawsze zostawi swe znamiona,
W przyszłości każdy się o tym przekona.
Dlaczego więc czasem spoglądam wstecz z trwogą?
Odpowiedzią jest życie - jedna wielka pogoń

Zamęt

Milion wersów krąży w mojej głowie,
sam więc już nie wiem co skrywam w sobie.
Jak to wyrazić? Jak to ukazać?
Już tylko serce mi może wskazać.
Błądzę w uczuciu, błądzę w nadziei
i nic mi się w życiu przez to nie klei.
Czasami próbuję coś przelać na papier,
lecz nędzny ze mnie pisarski rapier.
Chodzę zgubiony, mocno strapiony,
Dziwnością tego wszystkiego zdumiony.
Jak to się stało? Jak to się rodzi?
Dlaczego tak wielu osobom szkodzi?
Nic nie poradzę – choć niektórych to śmieszy,
gdy zamęt mam w głowie- mnie wcale nie cieszy.
Jaką drogę mam wybrać, by móc spokojnie żyć?
Co takiego mam zrobić, by mimo cierpienia trwać i być?
Bardzo chciałbym znać odpowiedzi na te pytania,
bo ten ogromny ból we mnie jest nie do opisania.
Nie da się tego ukazać w kilku prostych wersach,
tak naprawdę jest silniejsze, przynosi cierpienie jak morderca,
z mojego strachu i bólu śmieje się jak szyderca
i wszystko co dla mnie ważne w umyśle mym uśmierca.

Krzywe zwierciadło

Wiesz, jest coś, co pozostaje na zawsze,
wszystkie wspomnienia, zmartwienia, naprawdę,
te rzeczy straszne, i te dobre chwile,
cierpienia i  marzenia, które przynoszą mi siłę,
mam ten przywilej, poznałem przeszłość,
i chociaż jest ciężko, to streszczam się z treścią,
,przeklętym mordercą, zabójcą czasem,
oglądam się w tył i znowu coś tracę.
Bez przerwy patrzę na innych, nie siebie,
trwam w złudnej nadziei, że jednak coś zmienię,
że los odwrócę, trzy karty na stole,
a może krócej, bo przypadnie ma kolej,
trwać będę w niedoli, w życiowej farsie,
bo w końcu odnajdę to,co dla mnie ważne.
Więc Czekam na szansę, by naprawić wszystko,
 już dawno dotarło do mnie jak zniszczyłem przyszłość.

Wieczna miłość

Niczym gaje kwitnące na wiosnę,
Niczym słowiki w tym gaju radosne,
Niczym słońce i gwiazdy na niebie,
Tak ja bez końca kocham Ciebie.

Niczym tęczę wschodzącą po burzy,
Niczym zapach kwitnącej białej róży,
Niczym ludzi drogich mi w potrzebie,
Tak ja bez końca kocham Ciebie.

Niczym splecione nasze razem dłonie,
Niczym dziecko w swym matczynym łonie,
Niczym pożar, który w sercu Twym płonie,
Tak na zawsze kochasz mnie, kochanie.

Niczym zorzę z polarnego świata,
Niczym blask i światło lata,
Niczym miejsce w serca drugiej stronie,
Tak na zawsze kochasz mnie, kochanie.

Niczym krople spadające z nieba,
Niczym liście spadające z drzewa,
Obiecuję, że nic nam się nigdy nie stanie,
Na zawsze tylko Ty i ja, kochanie.