Czasami nie wiem, po co tak naprawdę się urodziłem. Są takie dni, kiedy
się zastanawiam czy to, że żyję ma jakieś większe znaczenie dla kogokolwiek.
Nie wiem. Nie wiem, ale tak bardzo chciałbym poznać odpowiedź na to, co z
pozoru jest banalne. Szukam klucza do miłości, zamykając za sobą drzwi
szczęścia. Wchodzę w oazę cierpienia, ale znajduję tam tylko smutek i rozpacz.
Dlaczego to robię? Nie mam najmniejszego pojęcia, ale to chyba właśnie dlatego
tak bardzo teraz cierpię. Jestem zwykłą przyczyną, szkoda tylko, że skutki
jeszcze ani razu się do mnie nie dostosowały. Po co w ogóle miłość na tym
świecie, skoro zawsze prędzej czy później dopadnie nas przez nią przygnębienie?
Jestem głupcem i nie wstydzę się tego stwierdzenia. Lubię mówić wprost o
sprawach, które dotyczą tylko i wyłącznie mnie, ale nienawidzę, gdy ludzie
wpychają swoje brudne buty do mojego życia. Przecież nie wytrę tego gówna z
podeszwy za nich, jeśli ciągle zmagam się z tym, w które sam wdepnąłem. Dziwne,
prawda? Dla mnie tak. Częściej niż czasem nie potrafię zrozumieć samego siebie.
Nie wiem, co kieruje mną przy podejmowaniu decyzji, decyzji bardzo ważnych dla
mnie i mojego jutra. Szukam pomocy, choć tak naprawdę rzadko kiedy jej chcę i
potrzebuję. W głębi duszy zwykle znam odpowiedź, ale jest ona tak irracjonalna
i sprzeczna ze mną samym, że nie potrafię się z nią pogodzić. Nie lubię kłamać,
ale są takie chwile, kiedy muszę to robić. Nie wiem dlaczego niektórzy tego nie
rozumieją. Nigdy nie robię tego dla własnej korzyści, a jednak zawsze później
przez to cierpię. Śmieszny paradoks, prawda? Moje życie jest pełne takich
beznadziejnych paradoksów. Miłość przynosi smutek, szczęście przynosi przyjaźń,
która w głębi serca jest czymś bardzo ważnym, ale ciągle walczy z głębokim
uczuciem. Kolejny pieprzony paradoks. Z własnej woli skazuję się na porażkę i
jak zwykle wybieram najgorsze rozwiązanie. Jak zawsze... Mimo tego wszystkiego
dalej potrafię wierzyć, że na pewno gdzieś indziej na świecie są ludzie, którzy
mają o wiele gorzej ode mnie. A tak naprawdę próbuję sobie to po prostu czasami
wmówić.
Dzisiejszego ranka obudziłem się jak zwykle z wielkim bólem głowy. Za
dużo myślę przed snem - kłopot ludzi inteligentnych (małe, wartościujące
kłamstewko na początek dnia na pewno nie zaszkodzi). Inni i tak powiedzą, że to
wina wczorajszej imprezy. Podli… Co oni wiedzą o życiu? Żadnego uszczerbku na
pamięci nie zauważam, więc nie wiem dlaczego wszyscy zawsze doszukują się w tym
czegoś, czego nie ma. Może niekiedy warto jednak pomyśleć odwrotnie? Ludzie
przyzwyczaili się do szukania dziury w całym, ale czy kiedykolwiek ktoś
postanowił podjąć działania opozycyjne w stosunku do tego stwierdzenia? Zapewne
niejednokrotnie, przy niestety często wymiernych skutkach. Wszystko to zapisane
jest w naszej świadomości i to ona pośrednio decyduje o naszych sukcesach i
porażkach. W końcu nadszedł czas przestać doszukiwać się minusów wśród plusów,
bo robimy to znacznie częściej niż czynność temu odwrotną. Na szczęście powoli
zaczyna się to zmieniać, przynajmniej w moim przypadku.
Kilka tygodni temu na dworcu zaczepiła mnie miła staruszka. „Przepraszam
pana, ale czy mógłby mi pan z ”tym” pomóc?” – powiedziała, wskazując na jeden z
nowszych modeli smartfonów, który trzymała w lewej dłoni. Wyglądała trochę
nietypowo, jednak bez chwili namysłu spytałem z czym ma problem. Wielu
nastolatków po prostu by ją olało. Ja tak nie potrafię. Nie potrafię przejść
obojętnie obok wielu rzeczy i osób, mimo że czasami jest to najlepsze wyjście z
sytuacji. Okazało się, że chciała tylko załadować telefon i wysłać sms do syna,
od którego dostała dzisiaj tą niespodziankę. W sumie ciekawi mnie ile osób jej
dzisiaj odmówiło, wokół tego tematu można by napisać całkiem niezłą pracę
magisterską. Wracając, przysłuchiwałem się opowieści przez blisko dwadzieścia
minut. Widać było, że jest to kobieta starszej daty i nie radzi sobie z takimi
nowinkami.
Z rozmowy wywnioskowałem też, że bardzo kocha
swojego syna, który mieszka i pracuje za granicą.
Widują się
tylko kilka razy w roku, ale nikogo więcej oprócz niego nie ma. Męża straciła
piętnaście lat temu, zabił go rak skóry. Na przełomie wieków w wypadku zginęły
jej dwie córki, a kilka miesięcy później sama dowiedziała się o nowotworze
piersi, który zaatakował cały organizm. Wielu by się poddało, ale nie ona. Mimo
całego bólu i cierpienia skondensowanego z tym z przeszłości nie chciała
umierać. Mimo tych wszystkich niepowodzeń i upadków, mimo każdego noża wbitego
jej w plecy przez życie – miała dla kogo walczyć. Powiedziała mi, że gdyby nie
Maciek (tak nazwała syna), to na pewno byśmy teraz nie rozmawiali. Przyjechał
mój autobus, więc musiałem się pożegnać. Tego spotkania nie zapomnę jednak do
końca życia. Podziękowała mi ze łzami w oczach, zrobiłem to samo, czując, że po
policzkach spływają mi słone krople. Nie spytała dlaczego to robię, po prostu
to czuła.
Wiele zawdzięczam tej kobiecie, choć przypuszczam, że już więcej nie
będę miał okazji jej spotkać. Rozmowa z nią diametralnie zmieniła moje
spojrzenie na otaczającą nas wszystkich rzeczywistość. Potrafiła znaleźć sens
życia w tak beznadziejnej sytuacji. Odnalazła wśród tylu ”dziur” coś, co dawało
jej siłę. Jak widać, wystarczy tylko chcieć…
Tamto zdarzenie pozwoliło mi zobaczyć świat w innych barwach, niż
dotychczas. Nie przejmuję się już tak bardzo niepowodzeniami, cieszę się każdym
uśmiechem innej osoby skierowanym w moją stronę. W całym tym syfie staram się
zauważać pozytywy. Wcześniej dopatrywałem się w każdym nieprzyjemnym zdarzeniu
jeszcze więcej negatywów, choć wcale ich tak dużo nie było. Przede wszystkim
należy zmienić nastawienie. Potem należy szukać. Kto szuka, nie błądzi. Kto
szuka, ten znajduje. Kto szuka - jest ZWYCIĘZCĄ.