zawsze chciałem pamiętać
że stąpałem po rozdrożach
nie widząc nikogo przed sobą
dlatego postanowiłem zostać znakiem
dla innych
i dla samego siebie
żeby już nigdy nie zapomnieć
łamałem niegdyś gałęzie
które nie potrafiły utrzymać ciężaru
zatrutego owocu
i choć był zbyt czerwony
to tylko od nadmiaru krwi
którą pompował
żeby już nigdy nie zapomnieć
siałem ziarno na nowo
bo chciałem, by dojrzało zdrowe
w swojej samotni
pełnej innych drzew
które wydają pozornie te same owoce
by mogło na nie patrzeć
żeby już nigdy nie zapomnieć
podlewałem cały zagajnik
często zapominając o jednym
zrywałem truciznę
pod której ciężarem uginała się reszta
udostępniałem im światła
chowając się w cieniu
bo chyba już zapamiętałem
dawałem innym słońce
widząc, że go bardzo potrzebowali
pozwalając
by od środka
wysuszało się małe ziarenko
ale to nieważne
bo ja przecież wreszcie zapamiętałem
i tylko wody mi nigdy nie brakowało
ale nie chciałem się nią dzielić
choć skapywała z liści
które potrzebowały jej do życia
wciąż o nich pamiętam i nigdy nie skrzywdzę
nawet nowe, nieznane
staram się otoczyć ochroną
zarośnięte pielęgnuje
i szkoda tylko
że w tym centrum zdarzeń
stoi jedna, zapomniana samotnia
przed którą ktoś postawił obraz
najpiękniejszego zagajnika
nikt na nią nie zwraca przez to uwagi
i to chyba dobrze
bardzo źle
a może..
chyba o sobie zapomniałem.
Jestem zmęczony, szefie. Zmęczony wędrówką, samotnie jak jaskółka w deszczu. Zmęczony tym, że nigdy nie miałem przyjaciela, żeby powiedział mi skąd, gdzie i dlaczego idziemy. Głównie zmęczony tym, jacy ludzie są dla siebie. Zmęczony jestem bólem na świecie, który czuję i słyszę... Codziennie... Za dużo tego. To tak jakbym miał w głowie kawałki szkła. Przez cały czas. Rozumiesz?
piątek, 30 października 2015
wtorek, 27 października 2015
ciemny błękit
zacząłem inaczej mając w myślach mętlik
czy taki strach dziś potrafię zwyciężyć
droższe od pieniędzy tylko spojrzenie w księżyc
chce przeciąć tej jędzy nędzne uczuć więzy, wiem
zatracam się w uczuciu, w przestrzeniach głębin
w tych oczach ocean trudu, ciemny błękit
myślałem, że znajdę coś jeszcze pomiędzy
prawdą a marzeniem, gdzie fikcja język strzępi złem.
chcę myśleć o wszystkim, widzieć ten uśmiech
zatracać się w grzechu wzdychając w poduszkę jej
i może trochę później
chcę uciec od Ciebie, bo może jeszcze kupię tlen
wiem, bywało różnie
przed jutrem pojutrze i myślą, że trudniej jest
a jednak pokrótce
przy wódce chcę uciec, bo znowu rzuca na mnie cień.
przykry sen, bieg prawdziwy
przecież wiesz jak jest
i jaki będzie wynik, też
to nie ucieknie
znajdę się w piekle dziś zanim przyrzeknę że
znowu w to wpadłem
podpisałem pakt
lecz ktoś puścił mnie kantem
pech.
czy taki strach dziś potrafię zwyciężyć
droższe od pieniędzy tylko spojrzenie w księżyc
chce przeciąć tej jędzy nędzne uczuć więzy, wiem
zatracam się w uczuciu, w przestrzeniach głębin
w tych oczach ocean trudu, ciemny błękit
myślałem, że znajdę coś jeszcze pomiędzy
prawdą a marzeniem, gdzie fikcja język strzępi złem.
chcę myśleć o wszystkim, widzieć ten uśmiech
zatracać się w grzechu wzdychając w poduszkę jej
i może trochę później
chcę uciec od Ciebie, bo może jeszcze kupię tlen
wiem, bywało różnie
przed jutrem pojutrze i myślą, że trudniej jest
a jednak pokrótce
przy wódce chcę uciec, bo znowu rzuca na mnie cień.
przykry sen, bieg prawdziwy
przecież wiesz jak jest
i jaki będzie wynik, też
to nie ucieknie
znajdę się w piekle dziś zanim przyrzeknę że
znowu w to wpadłem
podpisałem pakt
lecz ktoś puścił mnie kantem
pech.
piątek, 9 października 2015
Improwizacja
dziś nie ma nas, nigdy nie było
ten czas nie powie mi czy to jednak miłość
czy się skończyło, gdy w kokonie nad ranem
kiedy ujrzałem pierwsze promienie słońca
dziś wskazane
wśród tych gwiazd tysiąca
iść do końca
nie mieć nic
nie wiem już jak żyć wśród liczb
być, byt - nic nie warte
idę w ciemność, choć chcę dojrzeć prawdę, pragnę
zawsze chciałem, uwierz
klucz do twego serca kupię, głupiec
do myśli sięgnę
wgłąb wejrzę, przysięgnę tu teraz
te stany obejrzę po pierwsze
i skryje je w literach, cholera.
pójdę po raz drugi jak głupi
nie zgubię się w podróży tym razem
wśród ludzi co chcieli mnie zgubić
za mały na szczerość, za duży na pamięć
podniosę kamień, pomyślę
chciałem rzucić na amen ambitnie, to przykre
bo krzykiem nie zwojuje nic
na bok odchodzisz Ty i łzy, pstryk
chyba kłamałem
bo zawsze są łzy, kiedy zostaje pamięć
wymaże ją mówią ojciec czas
nie ma nas, nie ma nas wśród gwiazd
więc na co mi ten czas i piach w klepsydrze
jak wymaże mi pamięć to po prostu zniknę jak zwykle
przywykłem do tego, zaczęły się tańce
chciałem by robiła to dla mnie, a ja znów tylko patrzę.
ten czas nie powie mi czy to jednak miłość
czy się skończyło, gdy w kokonie nad ranem
kiedy ujrzałem pierwsze promienie słońca
dziś wskazane
wśród tych gwiazd tysiąca
iść do końca
nie mieć nic
nie wiem już jak żyć wśród liczb
być, byt - nic nie warte
idę w ciemność, choć chcę dojrzeć prawdę, pragnę
zawsze chciałem, uwierz
klucz do twego serca kupię, głupiec
do myśli sięgnę
wgłąb wejrzę, przysięgnę tu teraz
te stany obejrzę po pierwsze
i skryje je w literach, cholera.
pójdę po raz drugi jak głupi
nie zgubię się w podróży tym razem
wśród ludzi co chcieli mnie zgubić
za mały na szczerość, za duży na pamięć
podniosę kamień, pomyślę
chciałem rzucić na amen ambitnie, to przykre
bo krzykiem nie zwojuje nic
na bok odchodzisz Ty i łzy, pstryk
chyba kłamałem
bo zawsze są łzy, kiedy zostaje pamięć
wymaże ją mówią ojciec czas
nie ma nas, nie ma nas wśród gwiazd
więc na co mi ten czas i piach w klepsydrze
jak wymaże mi pamięć to po prostu zniknę jak zwykle
przywykłem do tego, zaczęły się tańce
chciałem by robiła to dla mnie, a ja znów tylko patrzę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)