Za plecami splamione czerwienią morza białych róż
Wypełnione po brzegi tęsknotą z naszych snów
Z miejsca tych przypadków nie dopełniłem celowo
Biernie wciąż stałem. I wołałem... za Tobą
Rozpaliłem chłód w sobie dotknięciem Twojej ręki
Jednym muśnięciem ust... tak na zawsze
Podmuch z północy znowu mnie wypełnił.
Wprawdzie spadłem,
płonę z wiatrem
puszczę kantem całą prawdę
nie mam w sobie innych treści.
Znów rozrywa mnie od środka widmo porażki
Polegnę w wojnie, której nie miałem prawa wygrać
Bez strat w ludziach zebrałem te oklaski
wyparowuje dusza
która nie chciała mnie słuchać
pusty pokój? gdzieś już znikł tam
Przyszła, prysła, przyszła, przeszła
Łzami kroczę po tych wersach
Chyba już nie czuję bólu
Nie mam przecież dawno serca
Podzieliłem w równe części
wziął kto chciał tak już od lat
miałem przecież wrócić większy
miał piękniejszym stać się świat
i chyba już nie pomoże nawet religia, Religa
operacja? nie ma szans
myślałem tylko, że komuś się może przydać
przydało wszystkim. Tylko na jakiś czas...
wszystko moje dałem w dłoniach
żywię się tą zatrutą nadzieją, koszmarem
i choć chcesz, nie możesz kochać
bo miłość jest wielkim darem
danym mi chyba za karę.
Little stranger
Jestem zmęczony, szefie. Zmęczony wędrówką, samotnie jak jaskółka w deszczu. Zmęczony tym, że nigdy nie miałem przyjaciela, żeby powiedział mi skąd, gdzie i dlaczego idziemy. Głównie zmęczony tym, jacy ludzie są dla siebie. Zmęczony jestem bólem na świecie, który czuję i słyszę... Codziennie... Za dużo tego. To tak jakbym miał w głowie kawałki szkła. Przez cały czas. Rozumiesz?
środa, 3 maja 2017
środa, 15 marca 2017
podkrążone oczy
pytasz po co słowem tworzę obraz mego serca
płótno życia bardziej trwałe jest ode mnie
chcę powstrzymać potok tamą na twych rzęsach
których łzy od zawsze zaburzają przestrzeń
wstaję świtem i odgarniam sny
śpiew słowika budzi mnie do życia
lecz z każdą godziną gdzieś kukułki krzyk
sprawia, że przestaję oddychać
dwie powieki wśród galaktyk
oplatają nasze cienie światła prawdy
zgasła ciemność w matni zdarzeń
oprócz łez już nic ponad tym
może marzę, znajdę błąd w tym
zmażę bowiem cząstkę siebie
krople deszczu chcą bym zwątpił
w płótno szczęścia, obraz Ciebie
znajdę eden gdzieś w natchnieniach
tylko jeden, chcą go zmieniać
pod stopami krople rosy już tylko
tęcza na niebie wskazuje mi przyszłość
powieka drgnęła
usta ułożyły się w słowo kocham
wyżłobiła drogę jedna łza
której nie chciałem widzieć w tych oczach
ujrzałem w swych dłoniach ten głos
usłyszałem piękny uśmiech
i może przed jutrem bym jeszcze zaczekał
ale ja jak zwykle się spóźnię...
płótno życia bardziej trwałe jest ode mnie
chcę powstrzymać potok tamą na twych rzęsach
których łzy od zawsze zaburzają przestrzeń
wstaję świtem i odgarniam sny
śpiew słowika budzi mnie do życia
lecz z każdą godziną gdzieś kukułki krzyk
sprawia, że przestaję oddychać
dwie powieki wśród galaktyk
oplatają nasze cienie światła prawdy
zgasła ciemność w matni zdarzeń
oprócz łez już nic ponad tym
może marzę, znajdę błąd w tym
zmażę bowiem cząstkę siebie
krople deszczu chcą bym zwątpił
w płótno szczęścia, obraz Ciebie
znajdę eden gdzieś w natchnieniach
tylko jeden, chcą go zmieniać
pod stopami krople rosy już tylko
tęcza na niebie wskazuje mi przyszłość
powieka drgnęła
usta ułożyły się w słowo kocham
wyżłobiła drogę jedna łza
której nie chciałem widzieć w tych oczach
ujrzałem w swych dłoniach ten głos
usłyszałem piękny uśmiech
i może przed jutrem bym jeszcze zaczekał
ale ja jak zwykle się spóźnię...
poniedziałek, 6 marca 2017
destruktywne marzenia
zakopać chcę przeszłość na zawsze
otulić knot świecy nim zgaśnie, znać prawdę
bo przeszłość to teraz od teraz
choć chciałbym pozmieniać marzenia
ujawnić pragnienia, zakończyć ten seans
to czego się mogłem spodziewać?
pod rękę z porażką na spacer wciąż chadzam
w umyśle bałagan ten chcę poukładać
zakładam co zwykle, to przykry bezsens
bo cierpię by kochać i kocham by cierpieć
nareszcie
na kiermasz emocji zabrałem uczucia
w przetartych butach pobiegły przed siebie
lecz każde wspomnienie kazało im upaść
nie ufać marzeniom i sobie tak szczerze
wciąż nie wiem
zagrały melodię swych serc, już wiesz
szeptać milcząc, gdy krzyk przechodzi w cień
podkraść sen nad horyzont, gdzieś za tęczę
karmazynowym ciepłem, tylko wiedzieć że jesteś
popchać zamki z piasku w wir zdarzeń
oszklić wspomnienie kanałem łez, chwilką
jednym muśnięciem ożywić pamięć
wiedzieć że jest po prostu gdzieś blisko
autodestrukcji diabelskie sidła
anioł zesłany w modlitwach, tak przyznam
zrządzenie losu to już hipokryzja
bo tylko mnie dotyka ta krzywda
jak zawsze
już któryś raz
na kartce tak pragnę
wypłakać się od lat, tylko tak
choć oplatają mnie ciernie
marzenia kłują serce codziennie
choć nimfa ciągle zbiera łzy
to w nich ukryta tylko Ty, wciąż Ty
pogubiłem się w tych gwiazdach
rozbiła mnie konstelacja gdy spadła
zmieniłem sam ten szlak, zniszczyłem zakaz
kolejny raz tam wracam, by nie płakać
by płakać jeszcze więcej
powiedzieć sercu że jest piękne nareszcie
by spełniać piękne sny
nie chcę nigdy przestać śnić
otulić knot świecy nim zgaśnie, znać prawdę
bo przeszłość to teraz od teraz
choć chciałbym pozmieniać marzenia
ujawnić pragnienia, zakończyć ten seans
to czego się mogłem spodziewać?
pod rękę z porażką na spacer wciąż chadzam
w umyśle bałagan ten chcę poukładać
zakładam co zwykle, to przykry bezsens
bo cierpię by kochać i kocham by cierpieć
nareszcie
na kiermasz emocji zabrałem uczucia
w przetartych butach pobiegły przed siebie
lecz każde wspomnienie kazało im upaść
nie ufać marzeniom i sobie tak szczerze
wciąż nie wiem
zagrały melodię swych serc, już wiesz
szeptać milcząc, gdy krzyk przechodzi w cień
podkraść sen nad horyzont, gdzieś za tęczę
karmazynowym ciepłem, tylko wiedzieć że jesteś
popchać zamki z piasku w wir zdarzeń
oszklić wspomnienie kanałem łez, chwilką
jednym muśnięciem ożywić pamięć
wiedzieć że jest po prostu gdzieś blisko
autodestrukcji diabelskie sidła
anioł zesłany w modlitwach, tak przyznam
zrządzenie losu to już hipokryzja
bo tylko mnie dotyka ta krzywda
jak zawsze
już któryś raz
na kartce tak pragnę
wypłakać się od lat, tylko tak
choć oplatają mnie ciernie
marzenia kłują serce codziennie
choć nimfa ciągle zbiera łzy
to w nich ukryta tylko Ty, wciąż Ty
pogubiłem się w tych gwiazdach
rozbiła mnie konstelacja gdy spadła
zmieniłem sam ten szlak, zniszczyłem zakaz
kolejny raz tam wracam, by nie płakać
by płakać jeszcze więcej
powiedzieć sercu że jest piękne nareszcie
by spełniać piękne sny
nie chcę nigdy przestać śnić
czwartek, 15 grudnia 2016
Dekorator wnętrz
mierny architekcie życia
kompozytorze melodii ludzkich serc
ty, co rzeźbisz w słowie
i malujesz emocjami
na mapie życia, ckliwy kartografie!
który uwieczniasz wszystko
w szklanych fotografiach moich łez
artysto marzeń! każdy kolejny dźwięk
śpiewanej przez ciebie piosenki, buntowniku!
osiada na dnie
jak pozbyć się tego mułu?
podaj mi rękę
a zaprowadzę Cię, biedny niewidomy
przed dźwięczną szafę
pełną zapachu historii
stoczonych bitew
przeciw życiu i samemu sobie
idź za mną
a przyprowadzę Cię, biedny głuchoniemy
przed jaskinię minionych lat
pełną żywych kolorów
na szarej osi czasu ślepca
nie uciekaj ode mnie
a pomogę Ci, biedny chłopcze
kartografie, rzeźbiarzu, architekcie
malarzu, kompozytorze, śpiewaku
głuchy artysto
bez jednego zdania i punktu widzenia
nie uciekaj,
nie możemy się rozstać z sercem
bez cichego słowa pożegnania
ten ostatni raz
pomogę Ci się ubrać i wystroić
stworzę Cię na nowo
pod płaszczem rozczarowania
byśmy mogli razem
odegrać nasz topowy spektakl
poprawione niedociągnięcia
koncepcja ukształtowała się w zgodnej formie
na scenie życia wśród wielu uniesień
kwestią czasu jest upadek
dekoratorze wnętrz
jak dobrze, że mną jesteś.
kompozytorze melodii ludzkich serc
ty, co rzeźbisz w słowie
i malujesz emocjami
na mapie życia, ckliwy kartografie!
który uwieczniasz wszystko
w szklanych fotografiach moich łez
artysto marzeń! każdy kolejny dźwięk
śpiewanej przez ciebie piosenki, buntowniku!
osiada na dnie
jak pozbyć się tego mułu?
podaj mi rękę
a zaprowadzę Cię, biedny niewidomy
przed dźwięczną szafę
pełną zapachu historii
stoczonych bitew
przeciw życiu i samemu sobie
idź za mną
a przyprowadzę Cię, biedny głuchoniemy
przed jaskinię minionych lat
pełną żywych kolorów
na szarej osi czasu ślepca
nie uciekaj ode mnie
a pomogę Ci, biedny chłopcze
kartografie, rzeźbiarzu, architekcie
malarzu, kompozytorze, śpiewaku
głuchy artysto
bez jednego zdania i punktu widzenia
nie uciekaj,
nie możemy się rozstać z sercem
bez cichego słowa pożegnania
ten ostatni raz
pomogę Ci się ubrać i wystroić
stworzę Cię na nowo
pod płaszczem rozczarowania
byśmy mogli razem
odegrać nasz topowy spektakl
poprawione niedociągnięcia
koncepcja ukształtowała się w zgodnej formie
na scenie życia wśród wielu uniesień
kwestią czasu jest upadek
dekoratorze wnętrz
jak dobrze, że mną jesteś.
I uwierzyć, że tu kiedyś znajdę sens...
Kartka za kartką już zgasło
to światło za światłość znów jasno
w ciemności po ciemku tu hasło
bo jasne, że ciemny ten natłok, nie warto
tym zmarszczkom te cargo... za bardzo?
nie zamkną mnie myśli pod czaszką
poświecę latarką w to bagno
i może odajdę tę wartość aż nadto.
gdzie sens już wiesz, że nie wiesz
Sokrates jest dumny tu z ciebie
tam eden niejeden cię dzisiaj zawiedzie
o chlebie czy w biedzie sam nie wiem.
jak starszy to warty na żarty
tak patrzy bo znów nienażarty
bo warty nie trzymał, popłynął do Warty
zabawny ten żywot jest marny.
jak młody to znów nic nie szkodzi
pokona przeszkody powodzi
i choć się nie zgodzi, że mu się powodzi
to znajdzie powody tu choćby z pogody
by uśmiech na ustach urodzić.
jak średni od razu jest mierny
postawić średnik powiedzmy
grzeczny;bezpieczny a może jest lepszy
by z dziećmi zawiązać te więzy.
starszy, średni i młody
pokonać i tak trzeba przeszkody
młody, średni i starszy
nie warto się o nich już martwić
starszy, młody i średni
wystarczy odnaleźć gdzieś sens w nich.
średni, starszy i młody
bo zawsze się znajdą powody
średni, młody i starszy
nierzadko te same zabawki
młody, starszy i średni
wszyscy tak samo potrzebni.
sobota, 5 listopada 2016
Chciałbym kiedyś
Chciałbym kiedyś móc przestać pilnować biegu rzeki
Przypływ emocji powinien współgrać z odpływem
Chciałbym kiedyś uporządkować litery w dwa słowa
Które padałyby z mych ust budząc i żegnając każdy kolejny dzień
Chciałbym kiedyś pomalować świat swoimi kolorami
Zapomnieć o strachu przed złym ruchem pędzla
Chciałbym kiedyś mieć po prostu pewność
Posłać niepokój na wyprawę w zapomnienie
Chciałbym kiedyś w tej jedynej samotni
Odnaleźć list, pisany w przypływie emocji
Chciałbym kiedyś zostać
trwać
chciałbym być
już tak na zawsze.
Przypływ emocji powinien współgrać z odpływem
Chciałbym kiedyś uporządkować litery w dwa słowa
Które padałyby z mych ust budząc i żegnając każdy kolejny dzień
Chciałbym kiedyś pomalować świat swoimi kolorami
Zapomnieć o strachu przed złym ruchem pędzla
Chciałbym kiedyś mieć po prostu pewność
Posłać niepokój na wyprawę w zapomnienie
Chciałbym kiedyś w tej jedynej samotni
Odnaleźć list, pisany w przypływie emocji
Chciałbym kiedyś zostać
trwać
chciałbym być
już tak na zawsze.
pokój
strach nie przystanek, zobacz
nie stawiaj na zmianę w tych słowach, ich głowach
nie stawiaj na siebie, przestań
na drodze do serca? po przejściach
po dwóch kolorach, sprawdź to
gdzie jeden jest prawdą, a drugi to kłamstwo, warto?
nie zmienisz kolorów w tej tęczy
przystanek Cię chroni od deszczy, w pamięci
bo jeden podmuch potrafi zniszczyć chatkę
zbudować ją trwale - tak pragnę, od zawsze
pod wiatr, choć wiatr w oczy - na przekór
zgubiłem gdzieś rację w człowieku, w oddechu
zgubiłem gdzieś sens w tych literach
zgubiłem się w sobie do zera, już teraz
gdzieś topi mnie bagno pamięci
wspomnienia wciągają od ręki w odmęty
papier wypada mi z rąk już
bo bardzo usłyszeć chcę głos Twój, z rozsądku
rozstałem się z nim dość dawno
spojrzenia nie dają mi zasnać, niech patrzą
niech słyszą to czego o mnie nie słychać
słuchają siebie nie mnie, dziwne, nie wnikam
bo znika gdzieś we mnie powoli w oczu łzach
ten chłopak, który naprawdę jest sam
i tylko ja go znam
nie stawiaj na zmianę w tych słowach, ich głowach
nie stawiaj na siebie, przestań
na drodze do serca? po przejściach
po dwóch kolorach, sprawdź to
gdzie jeden jest prawdą, a drugi to kłamstwo, warto?
nie zmienisz kolorów w tej tęczy
przystanek Cię chroni od deszczy, w pamięci
bo jeden podmuch potrafi zniszczyć chatkę
zbudować ją trwale - tak pragnę, od zawsze
pod wiatr, choć wiatr w oczy - na przekór
zgubiłem gdzieś rację w człowieku, w oddechu
zgubiłem gdzieś sens w tych literach
zgubiłem się w sobie do zera, już teraz
gdzieś topi mnie bagno pamięci
wspomnienia wciągają od ręki w odmęty
papier wypada mi z rąk już
bo bardzo usłyszeć chcę głos Twój, z rozsądku
rozstałem się z nim dość dawno
spojrzenia nie dają mi zasnać, niech patrzą
niech słyszą to czego o mnie nie słychać
słuchają siebie nie mnie, dziwne, nie wnikam
bo znika gdzieś we mnie powoli w oczu łzach
ten chłopak, który naprawdę jest sam
i tylko ja go znam
Subskrybuj:
Posty (Atom)