wtorek, 4 lutego 2014

Cienka linia cieni

Jestem tylko marnym pyłkiem na jednej z wielu niedoskonałych gałęzi wszechświata, który popchnięty do granic bezradności rozpada się na jeszcze mniejsze kawałki. Odbijając się od bariery stworzonej przez niedoskonałość innych liści, które zrzucają pyłki na gałęzie, a te z kolei swoje początki mają w tych samych korzeniach, wracam do stanu wcześniejszego, by na nowo przebywać drogę pełną cierpienia, drogę krzyżową w nicość i ciemność za przewinienia swoje przeciwko mnie. Przelatuję przez ciernie, sople przebijają mnie na wskroś, pożar dławi mnie prawie do reszty, by potem krystaliczne zimno zamroziło to wszystko we mnie. I nagle w jedną sekundę wszystko się rozpada. I leci, a ja lecę razem z tym. Jak malutki pyłek, by osiąść na kolejnej, niższej gałęzi. I tak bez końca, aż będę cieniem samego siebie. Cieniem swoich wspomnień. Cieniem swoich pragnień. Cieniem swoich uczuć.

Twoim cieniem.