piątek, 28 listopada 2014

Diament z myśli, przestań mówić

ak mam się uśmiechać, kiedy w środku krwawię?
jedno słowo, daj rozdmuchać zamieć, a więc
teraz, tutaj, diament z myśli, przestań mówić..
chciałem szmaragd widząc szafir, znowu został tylko rubin
mówisz kupić mogłem za gram talent wczoraj
czemu dzisiaj, skoro jest już inne jutro przecież
kreską myśli na tym płótnie przedstawiłem obraz
waga zbiła szalę w słowa odciskając zdania piętnem
mi, poecie, coś nie wyszło, ars moriendi pod poszewką
góry nazbyt wielkie w świecie, gdzie karmiony fałszem żyję
kto poetą, a artystą? Weź dualizm połącz w jedność
odjąć musisz wykładniki, wyjdzie na wierzch co przykryłem
roztrzaskane szyby w oknach, spływa magma do studzienek
chciałem poddać, bo erupcja dzisiaj coś jak magna carta
stoję w lustrze, jeden król tam, co wskazuje mi na Ciebie
pierwsza karta znów ostatnia, dał ją królik tylko w żartach...


potem stanę tam tuż obok, powiem coś tam o czymkolwiek
ponoć zwolnię lecąc w chmurach, uwikłany znów w marzenia
łapiąc w garści kilka sekund, których nie chcę sprzedać Tobie
utnę skrzydła nad przepaścią, przychylając ziemi nieba
nie ma nic już w pełni we mnie, czarno-białe trzy obrazy
gram w warcaby sam ze sobą, skoczek skacze tam gdzie dawniej
odebrałem prawdzie zawiść, mając absurd dawno za nic
jedno słowo kiedyś prawdą, resztki zdania dziś pół-żartem
mówię sobie: znajdziesz w końcu obraz pełen jej ekspresji
myślę sobie, że już dawno farbą wady te przykryłem
mówią do mnie: tamto bagno to już dawno mogłeś skreślić
myślę znowu: kiedyś żyłem, teraz pewnie też przeżyje
liczę chwile, mając w myśli zapach marzeń i ułudy
znów liczydło przestarzałe, chyba tracę resztki wiary
w labiryncie pełnym wrażeń - wczoraj chciałem się tam zgubić
wziąłem za nic, dałem za nic - zbędne słowa, wszystko na nic...


kupię skarby najwspanialsze, łańcuch pereł zdobi szyję
sprzedam w garści czystą prawdę, skryłem pod nią resztki sensu
chciałem zawsze wbrew nieszczęściu kupić w jedną stronę bilet
tracę drobne w jedną chwilę, wagon się na szczęście zepsuł...




Kardiogram

pójdę przez ciernie i obudzę się o brzasku
wytyczyłem aleję wzdłuż brukowanych ulic
kardiogram liczy głosy
jeden najważniejszy
przedzielone jarzmo na pół
upadło
czerwienią kart
nieważny głos
wśród milionów innych
tylko on miał rację bytu


podpaliłem scenariusz, który wypaczył tę scenę
uderzyłem w twarz los, chcąc walczyć o poddanie
dźgnąłem scenarystę po raz pierwszy
absurdalny paradoks
bo w didaskaliach
ukryłem całą prawdę
a w głównym akcie
przysłoniło je niedopowiedzenie


krwawię
ugodzony własnym ostrzem
uczucie słów
kanałem labiryntu
rozpadło się na pół
po raz... [...]
lecąc w dół
i znów odciskając piętno
tam
gdzie nie było na nie miejsca

łódka odbijała się od karminowych ścian
próbując łatać co możliwe
wystarczyła tylko jedna łza
by zmienić brzeg nurtem liter


już tylko huk
i dym i krew, brak blizny

ten chory huk, piekielny huk
przystani nie doświadczę nigdy.

wtorek, 23 września 2014

Mówią mi

Mówią mi, mówią mi, że nic nie potrafię
Mówią mi, że się liczy tylko papier
Mówią mi, chrzanić ich, chrzanić całą prawdę
Smutne dni, muszę iść, trzymam tylko kartkę
Miałem sen, a w tym śnie marzyłem o niczym
Marząc śnię, śpię by być kim jestem naprawdę
Mówią mi musisz iść, nędzny z Ciebie krytyk
Mylisz świat, a w tym świecie mylisz prawdę z kłamstwem
Myślę sam, miałem gdzieś w pewne miejsca mapę
Chyba tam zawsze jest klucz do mego szczęścia
Mówią mi zostaw ją - ona jest mym znakiem
Chrzanić ich, mówią mi, brak, synonim, klęska
Miałem plan jeszcze raz zmierzyć wzrokiem przepaść
Złudzeń brak, mnóstwo plam, chlapię farbą#Pollock
W świecie tym mówią mi - nie ma dla mnie miejsca
Mówią coś, mówią wciąż, ciężko jest to pojąć
Teraz wiem, to był błąd, już zostanie blizna
Teraz wiem, to był błąd
Ciężko jest się przyznać...

wtorek, 2 września 2014

Czy to nie jest wielka rzecz - znaczyć dla kogoś wszystko?


Wielka rzecz, a taki minimalizm
wszystko bym oddał i zrobiłbym za nic
garść oddechów w otwartej szkatułce
schowałem papiery i dałem coś w zastaw
na półce schowałem w obawie przed jutrem
za lustrem szmaragdy, co zmieniłem w szkarłat
popchałem wskazówkę, pomyliłem strony
zapadam się w piasku, nie szukając wyjścia
ratownik nie zniknie, bo wpadłem na pomysł
i tłukę z zawiści zawiścią ten kryształ
atak na siebie, przeszedłem tę linię
już nie powstrzyma mnie żaden Maginot
bo przy niej nie krzyknę, bo jestem jej winien
i jestem jej winny ten czas co już minął
w klepsydrze na morzu, dryfuję bez zmartwień
utonę być może, nikt nawet nie spojrzy
bez westchnień, bez żalu, bez łez, bo naprawdę
już zawsze od zawsze na zawsze sam wolny
policzki czerwone, to chyba już koniec
docieram do wyspy z widokiem na przyszłość
wypadam przez okno i chyba już tonę
spoglądając na nią
bo znaczy dla mnie wszystko

środa, 27 sierpnia 2014

Rola życia

Nie chcę cierpieć
Czemu cierpię?
Jeden spektakl, kilka osób
Miejsce pierwsze
Miejsc jest więcej
Wszyscy znajdą jakiś sposób
Nie chcę cierpieć!
Po co cierpisz?
Pomyśl, poczuj, powiedz, kochaj
Głupie serce
Pomyśl przedtem
Nim zobaczysz smutek w oczach

Pierwsza maska
Dałem ciała
Wszyscy patrzą jak na głupka
Myślę co jest?
NIE TA MASKA
nie ta rola, droga pusta
Na rozstaju?
To już stare...
Nie chcę mielić tu schematów
Gram w teatrze!
Jestem sobą!
Miał to być podobno atut...

Rola życia
Dwa miesiące
W jeden wieczór wszystko poszło
Myślisz co jest
Nie wiem co jest
Nadmuchałem się miłością...

Nieszczęśnik z ulicy

Za jeden uśmiech oddam wszystko
Za to spojrzenie skradnę cały świat
Ostatni raz spojrzałem w przyszłość z myślą
Że wszystko mogę dać
Ostatni raz...


Podniosłem głowę z bruku, nie oczyściłem duszy
Na rękach blizny z butów wciąż przechodzących ludzi
Podniosłem głowę z bruku, straciłem dawno wiarę
Na sercu blizny z garstki wciąż niespełnionych marzeń
Podniosłem głowę z bruku, chcę objąć wzrokiem przestrzeń
Na bruku leży brukiem zajęte dla mnie miejsce
Podniosłem z bruku głowę? straciłem głowę przecież
Dziś grawer kuje w bruku
Sześć liter
Słowo
SEKRET


Zamienię słowa w gwiazdy, co skryję na dnie morza
Łańcuchem pereł zmienię cały obraz nieba
Ten czarny bezkres zmierzyłem w tylko kilku krokach
Dziś mówię, że inaczej
Dziś czuję, że tak trzeba


Podniosłem głowę z bruku, co robię na ulicy?
Nade mną burza uczuć, co ścieka po rynsztoku
Dodałem łzy do siebie, już nie potrafię zliczyć
Bo krzyczy całe ciało
że nie rozumie kroków...


Wydarłem życie sępom, które krążyły wokół betonowych drzew w poszukiwaniu szczęścia
Już tylko niebo nade mną przypomina, że jest coś więcej niż przejrzała pełnia w rękach
Stworzyli temblak, który miał mnie utrzymać poza, nic więcej
Dziś jestem poza, bo chcę  poznać to co pragnie moje serce, nic więcej
Stawiam jedną kropkę za miejscem, gdzie postawili na mnie kreskę, nic więcej
Chciałbym Cię trzymać za rękę, ale wiem, że to bardzo trudne
Gdy klęknę złapię Twoją dłoń, nic więcej, konam
Na skroniach pot, lecz zrobię to nim umrę
Dotknę Twoich ust
i powiem Ci, że kocham


Dziś zaczaruję wszechświat nie patrząc w swoje niebo
Zauroczyłem gwiazdy, nie mogąc przestać myśleć
Na czarnej mapie napis pisany białą kredą
Bo moja gwiazda przy tej
Bo moja ledwo, ledwo

I znów chcę tylko krzyczeć
W podświadomości piekło
To nie jest nawet przykre
To TERAZ, PRZYSZŁA, PRZESZŁOŚĆ


Pode mną brud
Nade mną brud
We wnętrzu ogień płonie
I choćby mógł
Już dawno mógł
To nigdy nie utonie
Ocean tam
Ocean tu
Ta sprawa niby prosta
Bo choćbym mógł
Na pewno mógł

To nie potrafię kochać...


Fatamorgana uczuć

Bawię się liczbami, nie myśląc o początkach
Rzucam na wiatr słowa, na bok konsekwencje
Jestem inny
Zdążyłem się uchować
I wiem gdzie jest moje miejsce

I choć czasem w tym się gubię
Szukam światła i przestrzeni w miejscu
Często nie wiem jak powiedzieć
Wszystko sprzedam! Bezcen kupię
Myślę dużo
Piekę stek bzdur

Złapię Cię za nogę, bo wyżej nie sięgnę
Upadłem za nisko, ale chcę Cię mieć obok
Czasem myślę, że jednak chciałem więcej
Chciałem być kimś innym
Chciałem tylko z Tobą...

I może odrodzę się jak feniks kiedyś, nie wiem
Zniknę z myśli, zostanę wypruty z tego, co było
Popchnę skałę, którą otarłem o krzemień
A może po prostu się obudzę?

Jestem pewien
Nie jestem pewien niczego

To wszystko mi się śniło.


Dwie bajki

Krzyczę nad przepaścią i mimo że nikt mnie nie słyszy mam nadzieję
Nie chcę się obudzić jak zwykle z twarzą zwróconą ku ziemi
Próbują zmienić, próbuję działać
Stoję w miejscu, nic nie zmienię
Plotę szatę chyba z cierni
Dejanira założyła pierwsze szwy

Wiem, że to nic nie zmieni
Ale chcę tu tylko być

Po prostu być

Bawiłem się w piaskownicy, co ją stworzył ojciec czas
Pobiłem szkiełka, by móc się tam dostać
Już ostatni raz nie pierwszy raz
Zagrałem z ojcem w kości
Chcę zobaczyć, zobacz! zobacz!
Chcę dziś dojrzeć..
nędzny pościg

Myślałem, że w końcu to się stanie
Stało się w końcu, jak zawsze
Zapadło mi w pamięć na amen
Bo znów gram w teatrze
Dając w zastaw pamięć...

środa, 6 sierpnia 2014

Będę dalej podążać za marzeniami... - cz.8

***

Zatrzymałem pierwszą kostkę, ale popchała kolejne
Runęło coś we mnie, nie wypadając do końca
W oczach pustka: śmiej się, śmiej się!
Chcę tu zostać
Ze mną zostań
Myślnik, spacja, kropka, kropka..


[…]
Drugi tydzień minął jeszcze szybciej niż pierwszy. Kartki pamiętnika powoli się zapełniały, w notesie brakowało wolnych miejsc, a kolejne długopisy lądowały w śmietniku. Zatraciłem się w pisaniu, pozwalało mi to zapomnieć o całym świecie. Ba! pisząc o przeszłości paradoksalnie jednocześnie o niej powoli zapominałem. Często wieczorami przechadzałem się po okolicy. Nieraz mijałem grupki chichoczących, zapewne z mojego powodu, dziewczyn. Nigdy nie miałem problemów z powodzeniem, wszyscy powtarzali, że jestem przystojny, że mogę mieć każdą, którą będę chciał… Ale ja czekałem, nigdy nie podejmowałem decyzji impulsywnie, nigdy nie wychodziłem z inicjatywą, nigdy nie pozwalałem, żeby to zaszło za daleko. Nie chciałem ich ranić wiedząc, że nawet przez chwilę nie będą znaczącą częścią mojego życia. Zawsze się tego bałem, a teraz.. Teraz niestety wiem, że to cholerstwo boli dużo bardziej niż myślałem...




Siedzieliśmy tak blisko pół godziny. I choć czas nie miał wtedy żadnego znaczenia, ta chwila trwała dla mnie w nieskończoność. Nie myślałem o niczym, wszystkie troski odeszły na bok, wszystkie pragnienia przestały być takie ważne. Teraz liczyła się tylko ona. Ona i żadna inna. Teraz, już zawsze, na wieki. Czułem jak po mojej piersi spływają jej łzy. Kontrolowałem oddech, przyciskając ją szczelniej do siebie przy każdym większym ataku. Nie chciałem jej puszczać. Bałem się, że stracę nieosiągalny i tak długo szukany przeze mnie skarb. Kilka następnych minut przyniosło uspokojenie. Powoli podniosła głowę i spojrzała mi prosto w oczy. Czułem, że jest wyjątkowa. Wiedziałem, że nie jest taka sama jak wszystkie. W moim sercu zawrzało. Instynktownie zgarnąłem ostatnią słoną kroplę, która zagubiła się w drodze po jej policzku. Przybliżyła się do mnie i złapała moją dłoń. Nie przestawała patrzyć, żadne z nas nie oderwało wzroku na choćby sekundę.  Widziałem w nich burzę uczuć. Wielkie emocje, które kształtowały tą dziewczynę. Uścisnęła mocniej palce mojej prawej dłoni. Powoli zamykała oczy, a jej głowa zaczęła przesuwać się bliżej mojej. Odwzajemniłem uścisk. Kompletnie nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Nie wiedziałem jak się nazywam, kim jestem, gdzie jestem i co robię. W sumie nie miało to teraz dla mnie żadnego znaczenia. Nasze usta zatrzymały się w niewielkiej odległości od siebie. Otworzyła oczy i popatrzyła na mnie ostatni raz. Nigdy przedtem i później nie widziałem takiego wzroku. I już nigdy go nie zapomnę… Powieki opadły ponownie po paru sekundach. Moje zrobiły to samo. Staliśmy się jednością. Na tę krótką chwilę. Na czas pocałunku. Pocałunku, który przewrócił całe moje życie do góry nogami…

Będę dalej podążać za marzeniami... - cz.7

***

[…]
Na szczęście nie doznałem żadnych poważniejszych obrażeń, obyło się nawet bez gipsu. Dłonie lekko zabandażowane na tydzień sprawią, że niestety będę musiał często prosić o pomoc. Jestem jednak w stanie utrzymać pióro w prawej dłoni i kreślić nim wyraźne wyrazy; pozwoli mi to zrealizować pierwszą część planu. Myślałem, że wszystko zacznie się dużo później, ale ostatnie dni dały mi dużą dawkę wewnętrznej energii. Czułem się silny psychicznie i chciałem to jak najszybciej wykorzystać. Poczekałem aż rodzice wyjdą z domu, potrzebowałem bowiem całkowitej ciszy. Biorąc kilka głębszych oddechów usiadłem przy biurku i zacząłem pisać na przygotowanej wcześniej kartce papieru. Nie była to zwykła kartka, na takiej samej napisałem mój pierwszy wiersz. Wiersz, który był przesiąknięty uczuciami. Wiersz, który był skierowany do niej i tylko do niej. Wiersz, który był mną i mówił za mnie o tym, co tak trudno powiedzieć prosto w oczy. Wtedy po raz pierwszy poczułem w sobie to dziwne uczucie. Właśnie podczas pisania tego cholernego wiersza zrozumiałem, że jest osobą, z którą mógłbym spędzić całe życie. Te pieprzone kilka wersów popchało pierwszą kostkę domina, która spowodowała mój upadek; moją pierwszą prawdziwą porażkę. Porażkę na polu bitwy, gdzie nieważna jest siła, gdzie żaden zewnętrzny czynnik nie ma znaczenia. Nic się nie liczy, zupełnie nic. Gdzie zatem jest sens? Łatwiej wyleczyć postrzelonego przez karabin człowieka, niż tego ze złamanym sercem; postrzelonego w tym pieprzonym metaforycznym znaczeniu.
-Dlaczego to życie musi być takie okrutne?! Co zrobiłem nie tak?! Byłem zwykłą marionetką, której odcięto sznurki, gdy przestała być potrzebna. Sprawiało Ci to przyjemność, prawda?! Nie wiedziałaś, że krzywdzisz w ten sposób drugiego człowieka, nie zdawałaś sobie sprawy, tak?! Zawsze chciałem dla Ciebie najlepiej, a Ty? Ty zniszczyłaś wszystko ot tak, bez żadnej sekundy zastanowienia! - nawet nie zauważyłem, kiedy myśli wydostały się na zewnątrz i przerodziły się w krzyk, który rozniósł się po całym domku. Myślałem, że siły wróciły mi naprawdę. Umysł można oszukać bardzo łatwo, jednak złamane serce jest wyleczyć bardzo ciężko. Ponownie zacząłem szlochać..
-Dlaczego?! Boże, dlaczego?! Dlaczego Ty dalej pozwalasz mi ją kochać...?! 

Będę dalej podążać za marzeniami... - cz.6

***

Gwiazdy tańczą na niebie, gdy szukam odpowiedzi w czerni
Oświetlają drogę strudzonym wędrowcom zazwyczaj
Jedyny warty spojrzenia księżyc, który potrafi spełnić
Najskrytsze marzenia dotyczące naszego życia.


Obudziłem się w szpitalu. Okazało się, że uderzenie o kant ławki wywołało lekki wstrząs mózgu i muszę zostać na obserwacji jeszcze przez kilka dni. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - przedłużone ferie zawsze na plus. Na stoliku obok zauważyłem podłączonego do ładowania laptopa. Mama działała bardzo szybko, wiedziała czego jej syn potrzebuje. Przychodziła do mnie codziennie, każdego razu powtarzając tą samą serię pytań: jak się czujesz? jak głowa? dalej boli? może Ci coś przynieść? potrzebujesz czegoś? Przyznam, że niekiedy miałem tego dość, ale nigdy nie odważyłbym się jej urazić w jakikolwiek sposób. Podczas tygodnia męczarni na królewskim, szpitalnym łożu, odwiedziło mnie jeszcze kilkoro krewnych oraz bliżsi znajomi. Rutynowe spotkania: akcja-reakcja, pytanie-odpowiedź ,trzymaj się, bądź zdrów, do zobaczenia wkrótce. Po dwóch takich dniach miałem już serdecznie dość jakichkolwiek gości. Udawałem, że śpię za każdym razem, gdy usłyszałem zbliżające się z korytarza kroki. Niestety, nie zawsze mi się to udawało. Niektórzy chyba specjalnie wypytywali się o godziny posiłków, bo zawsze wpadali do mnie w tej porze. Trzeciego dnia monotonia odwiedzin została jednak zaburzona. Siedziałem sam w pustej sali, oglądając powtórkę wczorajszego meczu i rozkoszując się bajeczną owsianką. Rozkoszując, taaa... Nie zwróciłem uwagi na to, że ktoś wszedł. Odezwała się do mnie miłym, przyjemnym głosem, aczkolwiek wyczułem w nim nutkę obawy i wycofania
-Hej kolego, winowajczyni przyszła zobaczyć jak się czujesz.
Odłożyłem szybko miseczkę na szafkę i wyciągnąłem dłoń w jej kierunku.
-Cześć, przez ten niefortunny wypadek chyba nie zdążyliśmy się poznać. Mów mi Marcin:)
Skwitowałem moją wypowiedź szerokim uśmiechem, który chwilę później zawitał również na jej twarzy.
-Amelia, jak już pewnie zdążyłeś usłyszeć chwilę przed straceniem przytomności. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe?
-Przestań, przecież to nie była Twoja wina. Od zawsze byłem niezdarą, nie zwracam już nawet uwagi na takie błahostki. Ale mimo takich okoliczności, miło mi poznać nową koleżankę.
W tym momencie do sali weszła pielęgniarka. Ta to zawsze ma wyczucie, nigdy nie przychodzi, gdy chcę się kogoś pozbyć... Trzeba zmienić opatrunek i podłączyć kroplówkę, więc z dłuższej pogawędki z Amelią nici...
-Mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieli okazję porozmawiać - powiedziałem lekko przekrzywiając usta.
-Nie martw się, będzie pełno okazji. Liczę tylko, że nie znowu w takich okolicznościach - zaśmiała się. - Do zobaczenia nowy kolego.
-Widzimy się w poniedziałek w szkole, do zobaczenia.:)

Nie wiem dlaczego, ale wizyta ta poprawiła mi humor na cały dzień. Nie zbywałem już nawet innych odwiedzających, z tajemniczym uśmiechem rozmawiałem z nimi o nawet najgłupszych sprawach...

Będę dalej podążać za marzeniami... - cz.5

***

Godziny przemyśleń są nauczycielem,
Nie wiem co robić, ale chcę zrobić wiele,
By znów odnaleźć w tunelu iskrę światła,
Móc nią rozpalić miłość, która zgasła


[…]
Nie wiem kiedy i jak, ale w końcu zmorzył mnie sen. Na pewno nie wcześniej, niż przed piątą, bo pamiętam, że zegarek wskazywał taką właśnie godzinę, gdy na niego po raz ostatni patrzyłem. Znalazłem wtedy polską stację w radio i słuchałem muzyki. Obudził mnie piskliwy głos jakiejś wokalistki, najwyraźniej nie zdążyłem wyłączyć odbiornika. Czułem się wypoczęty, choć spałem zaledwie cztery godziny. No nic, cała moja rodzinka pewnie jeszcze długo nie wstanie, więc nie mam po co zwlekać się z łóżka. Ułożyłem się wygodnie i przysłuchiwałem kolejnym utworom, aż do momentu, w którym prezenter zapowiedział nowy utwór Buki. Słysząc pierwsze nuty, zwiększyłem trochę moc głośników.

"...Na losu kartach znów spiszemy strofy,
sumując nasze dokonania i głupoty,
a uczuć dotyk znów przyniesie uśmiech,
karmiąc nas tym, co ludzkie, aż w końcu uśnie,
by wrócić później i zachwycić sercem.
Balans na równoważni 'smutek' i 'szczęście'.
Nie trzeba więcej, tylko ufaj nadziei.
Nie trzeba więcej, tylko pamiętaj o nas.
Przeciw wszystkiemu, co ciągle nas dzieli.
Przeciw wszystkiemu, co chce nas pokonać.

Dziś zamknij oczy, policz do dziesięciu.
Pstryczek nim otworzysz je, życie nabierze sensu.
Kolory tęczy znów chwycisz bez trudu.
bo życie to największy ze wszystkich cudów. "


Już w połowie piosenki z moich oczu zaczęły lecieć łzy, które zamieniły się pod koniec w istną ulewę uczuć. Z niewiadomego powodu całkowicie się rozkleiłem i trwałem w tym stanie przez kolejne minuty. W głowie przewijały mi się jak na taśmie wszystkie wersy tekstu. Każdy powodował gorące ukłucie w sercu. Łkałem coraz głośniej i mocniej, nie mogłem nad tym zapanować...

Będę dalej podążać za marzeniami... - cz.4

***

Chcę być jak skała, beznamiętny, twardy
Chcę by ta tarcza odbijała miłość,
Chcę żyć w iluzji i móc tylko marzyć,
By znów rozpocząć, to co się skończyło.

[...]-Ehh, po co ja to w ogóle piszę? Przelewanie uczuć na papier, taaaaa, bardzo męskie. Ale jej się podobało, tylko jej, jedynej... No tak, przecież nikomu więcej nie pokazywałem tej błazenady.. Bo po co? Żeby się ośmieszyć? Zresztą, nieważne. Nie ma co się rozczulać nad sobą i przeszłością, trzeba po prostu zapomnieć...





-Poznajcie Amelię, kilka dni temu wprowadziła się do naszego miasta. Poprzednie liceum wystawiło jej bardzo dobrą opinię, mam nadzieję, że będziecie dla niej mili i szybko się zaaklimatyzuje.
Byłem trochę zajęty rozmową, więc nie od razu zwróciłem uwagę na tę dziewczynę. Nie wiem jak mógłbym ją opisać, bo stwierdzając, że była ucieleśnieniem moich najskrytszych fantazji, połączeniem nieziemskiej Heleny i boskiej Afrodyty, chyba nie wyjaśnię zbyt wiele. Średniego wzrostu piękność o jasnej barwie włosów i królewskich oczach. Jej twarz zdawała się promieniować jakimś nienaturalnym blaskiem, choć mogły to być tylko moje odczucia. Zgrabna figura, niezbyty duże, krągłe piersi, długie nogi. Co najdziwniejsze, pospolity widz w ogóle się na tym nie koncentrował. Cała uwaga skupiona była na bajecznej twarzy i cudownym uśmiechu, który przenikał mnie całego, aż do najskrytszych zakamarków uśpionego do tej pory serducha.
-Nawet o tym nie myśl, nie nasza liga - zaśmiał się kolega, z którym jeszcze przed sekundą prowadziłem zażartą dyskusję. Domyślałem się, jak wyglądał wyraz mojej twarzy, ale nie miało to dla mnie w tym momencie większego znaczenia. Po raz pierwszy w życiu poczułem takie uderzenie, nagły przypływ krwi do mózgu, który sparaliżował wszystkie komórki ciała. Odwróciłem głowę i starałem się odpowiedzieć na śmiech przyjaciela, choć w ogóle nie dotarły do mnie jego słowa.
-Mhm, taaaaa, jak zwykle cię popieram - mówiłem, nie bacząc na sens tego, co padało z mych ust. Dopiero lekki policzek wyrwał mnie z letargu.
-Stary, ogarnij się. Jak tak dalej będziesz patrzył, to ubzdura sobie, że jesteś jakimś niedorozwojem. Pomyśl logicznie. Sądzisz, że ktoś taki, jak ona, nie ma jeszcze chłopaka? Raczej mało prawdopodobne, dlatego nie warto sobie zaprzątać głowy niemożliwym. Dlaczego nie zwrócisz uwagi na Anastazję? Od dawna widać, że macie coś do siebie.
-To tylko moja koleżanka, mistrzu. Brak jakichkolwiek powiązań.
-Ja myślę, że ona chciałaby czegoś więcej, ale cóż... To twój wybór.
Sprzeczaliśmy się tak jeszcze przez chwilkę, aż nasza wychowawczyni nie skończyła załatwiać spraw formalnych z nową uczennicą.
-No już, już. Koniec tych pogawędek, wracajcie na swoje miejsca.
Zostawiłem Michała i poszedłem do ławki w lewym rogu klasy. Tak się złożyło, że siedzę tutaj sam od początku roku, ale nigdy nie miałem z tym problemów. Opierając się o ścianę, zacząłem wyciągać książki, gdy po chwili usłyszałem głos, który zdawał się koić moją duszę niczym śpiew anioła.
-Emm, przepraszam. Mogłabym tutaj usiąść?
Starając się podnieść jak najszybciej, uderzyłem głową w blat, tracąc na chwilę przytomność..

Łatwo przyszło

Na rękach krew, choć tylko w myślach
W żyłach krew, która pulsuje złością
Wszędzie krew jak barbarzyńca
Przyszło, poszło
Ciężko poszło, łatwo poszło
Mówi przyjdź tam
Nie chcę iść tam
Czemu mieszasz złość z miłością?

Dodaj bieli!
Wolę czerwień
Truskaweczka, wiśnia, jabłko
Usta drgają, jeden mięsień
Przyszło, poszło - wszystko łatwo
Tam karmazyn, tutaj szkarłat
Tam karminu dodaj więcej!
Szybko przyszło, łatwo poszło
Szybko poszło, łatwo przyszło
Chciałem stać tam
Muszę wyjść stąd
Nie chcę łudzić się miłością

Prosta suma
Przemnożyłem
Podzieliłem przez różnice
Chciałem umiar
Człowiek umarł
Dosyć dziwny wynik wyszedł
Coś z Niczego
Nicość z bytu?
Taka dziwna parafraza
Chciałem miłość
Oto miłość!
Nic dwa razy się nie zdarza...

piątek, 1 sierpnia 2014

Little stranger - cz.1



Dodałem do siebie różnicę, by odjąć ją od sumy
Pomnożyłem ilorazy, by znów nie zostać z niczym
Chciałem wybrać sam, a serce wybrał umysł
Tak niewiele tych skutków
A wciąż za dużo przyczyn...

[…]Podniosłem głowę do góry. Dudniąca wymarciem przestrzeń zdawała się idealnie współgrać z moimi planami. Żadnych odgłosów, żadnych szmerów, żadnego ruchu. Karminowa poświata zachodzącego słońca odbijała się w moich zabrudzonych szkarłatem dłoniach. Spojrzałem na zegarek – i tak już jestem spóźniony, ale przydałoby się to skończyć jak najszybciej. Dla mojego towarzysza nie było znaczącej różnicy między minutą a godziną. Poczeka nawet i cały dzień, jestem tego pewny. Nie wypuści takiej okazji z ręki. Pomachałem łopatą jeszcze przez kwadrans, po czym udałem się po raz ostatni w kierunku samochodu. Dobrze, że kupiłem niedawno tego Rovera, jest naprawdę sporym ułatwieniem. Wróciłem do miejsca pracy i szybko przysypałem wrzucony przeze mnie worek. Najlepsze zostawiłem na koniec, chyba słyszę jeszcze zalążki oddechu. Miód na moje uszy, zapał natychmiast wrócił. Mogła tak nie walczyć, wiedziała przecież, że to nieuniknione – pomyślałem, patrząc na znikający za drzewami cień światła. Jeszcze tylko poukładać stosy i mogę znikać. Było ciężko, ale rezultaty jak zwykle wynagradzają mi włożony w zadanie trud. Wsiadając do samochodu patrzyłem z podziwem na siedem kopców ułożonych i połączonych w dość ekwilibrystycznym kształcie. Pierwsza i najważniejsza część za mną. Na szczęście to dopiero początek tego, co wydarzy się na najbliższych tygodniach…

środa, 30 lipca 2014

Ukamienowanie

Biegnę
martwa skóra stóp powoli się rozcina
te kamienie są zbyt ostre, zbyt idealne [...]
zbyt zabójcze
to moja krew, czyjś pogrzeb
kamienują mnie?
tutaj już nikogo nie ma
PRZESTAŃCIE
dlaczego nic nie słychać?
przestańcie! już dość!
przestałem
w końcu to do mnie dotarło


Biegnę
chciałbym przyspieszyc, ale opadłem z sił
zabrakło mi tchu, by przepłynąć pod tym mostem
zmoczyłem skrzydła, więc nie mogłem spojrzeć z góry
stopy nie czują bólu, nie czuję ich w ogóle
ciekawe czy już odpadły?
raczej nie
są ciągle na miejscu
one jedyne bezinteresownie prowadziły mnie przez to piekło
i prowadzą nadal
w końcu to do mnie dotarło


Tańczę na tarczy zegara, wyganiając wskazówki przed siebie
Biegnę przez świat, który już światem nie jest
Godzina dziesiąta wybija na ścianie CIERPIENIE
Ten dom wciąż dźwiga me brzemię
Ja jestem tym domem
To ja rzuciłem kamieniem

piątek, 11 lipca 2014

To przykre

Nie potrafię zrozumieć czym jest przeszłość, nie widzę sensu w przyszłości, nie potrafię się odnaleźć w teraźniejszości. Po prostu taki jestem. I choćbyś włożył nie w nawias, to ja i tak zawsze zostanę poza nawiasem. Nie potrafię oddychać zza sztywnych ram ucisku, jaki kładzie na mnie rzeczywistość. Nie potrafię przestać nadużywać wyrażenia nie potrafię. To takie denne, psuje cały obraz. Nie chcę być Pollockiem. Ale kogo dzisiaj obchodzi jeszcze kontekst? Lepiej obramować formułę, na którą elita tego świata będzie patrzeć z podziwem. Ukryty sens w bezsensie? Takie to prawdziwe, przykre. Sens ma tylko pomysł na bezsens z nibyukrytym sensem. Nie dam się zamknąć w klatce, przeszedłem tę fazę ewolucji już dawno. Wielu jeszcze nie, przykre. Cieszę się, że bolą mnie nogi, kiedy widzę ludzi na wózku. Cieszę się, że mam opryski na twarzy, kiedy widzę ludzi potrzebujących przeszczepu. Cieszę się, kiedy widzę radość w oczach człowieka, który właśnie stracił obie ręce, prawdopodobnie odzyskał wzrok. Mimo swoich wszystkich wad cieszę się, że żyję. Pomagam innym, bo wiem, że zobaczę szczęście na ich twarzy. Czy to takie śmieszne? Przykre. Zbyt wiele spraw jest przykrych w tym świecie pełnym nonsensów. Zbyt wiele nonsensów opanowało tych, którzy już dawno dali się zamknąć. Powieki już dawno opadły. Oni nie rozumieją zbyt wielu rzeczy...

Przykre.

czwartek, 10 lipca 2014

Bo

Odłożyłem liczydło na bok, bo nie chciałem więcej musieć liczyć
Odsunąłem od siebie marzenia, bo sprzedałem zegarek za bezcen
Znów zgubiłem sens w dziurawych kieszeniach spodni utkanych z rzeczywistości
Marny ze mnie krawiec, bo pomyliłem nici.
To przecież nie ta igła
Przegrałem ten pościg, bo nie znalazłem przyczyn
Zgubiłem się w szwach
I doszyłem jej skrzydła
jak zwykle wychodząc z niczym

Wszystko próbuję zrobić przed bo, bo bo mnie dawno przerosło
Poleciałem w kosmos, bo ujrzałem gwiazdę bez bo
Znalazłem tam wszystko tak po prostu
Nie potrafię latać
więc zrobiłem tylko jeden krok

Chciałem coś powiedzieć, ale zapomniałem znaczenia liter
Chciałem coś wykrzyczeć, ale zapomniałem co to głos [popatrz]
Już nic nie zrobię niemym krzykiem
Naprawdę chciałem coś powiedzieć, bo...

środa, 4 czerwca 2014

Sześcdziesiąt trzy kartki z pamiętnika

Powiedz mi coś o sobie, dziś słowem maluję tu portret
Opowiedz mi proszę o tym jak chciałeś tworzyć wolną Polskę
Jak ręce zbroczone krwią wędrowały do broni [cisza]
Opowiedz jak w tej niewoli Ty potrafiłeś oddychać
O tym jak walczyłeś, by żyć - powiedz mi proszę jeszcze
I o tym jak w rytmie kuli potrafiło bić Twoje serce
Jak stałeś przy murze twarzą [Niech żyje Polska!]
Stałeś murem za Warszawą i chciałeś tam pozostać.
O tym jak znikł kontrast, kontakt się przerwał na zawsze
Chcę posłuchać dlaczego tak często śnisz o swoim bracie
I dlaczego idąc ulicą zawsze drżysz na widok cegły
I dlaczego zawsze przez sen krzyczysz o Warszawskiej Śmierci?
Co czułeś w środku, kiedy niosłeś ciała bliskich
i co myślisz o tych, którzy nie widzą Twojej blizny
Nie zaglądają Ci prosto w serce, bo nie chcą widzieć cierpienia
Powiedz mi proszę co czułeś, kiedy spadałeś w tą przepaść


Skończona scena
To już nie ten akt, następna salwa leci
Skończona scena
Lecą łzy na zeszyt, tworząc ich pamiętnik
Skończona scena
Rozmazany scenariusz rozdarł się na części
Skończona scena
A dopiero co otwarty dziennik...


wielki dzień
[ku pamięci powstańczego serca]
wielki dzień
[to pierwszy dzień sierpnia]

ulice rozdarł krzyk, odezwała się poraz ostatni
kolejne krzyki po nim były sygnałem do walki
pierwsza kartka? zostawię ją czystą
olbrzymi ból
i niewiadoma przyszłość

[TAK WOŁA SERCE MATKI]

ulice rozdarł krzyk, ziściły się koszmary
ulice rozdarł krzyk i głosy ciągłej walki
kolejne kartki? nie brakuje już mi tuszu
czerwone kartki
i burza wielkich uczuć

[TAK WOŁA SERCE MATKI]

ulice rozdarł krzyk, Dante byłby dumny
polała się krew jak woda w tym czasie wielkiej próby
pięćdziesiąta kartka? dziś ubrudzona pyłem
słońce zmienia barwę
bo cieszy się, że żyję

a ja choć na chwilę chciałbym być z moim tatem...

[Sześćdziesiąt trzy kartki, sześćdziesiąt trzy dni chwały
Poległem w walce, mimo że ciągle tu jestem
Zrobiłem to wszystko za nic, robiłem dla nich
Bo kocham ich całym swym sercem]

piątek, 30 maja 2014

Mgłą poranną dym

http://www.youtube.com/watch?v=g05pgcDfkJo

jedna miłość, to wszystko na marne
niejedno życie oddane za wiarę
to jedno słowo spisane na kartce
by ocalić pamięć skrytą tu od zawsze...

To Polska, za Polskę, dla Polski..

Z karabinem w ręku i podniesioną głową
W gruzach tego miasta zakotwiczyli serca
Ta Duma, ta Wiara, Ambicja i Honor
Z uśmiechem na ustach
Powstali, by pamiętać

o Polsce, o Polakach, o Ojczyźnie...

Pierwszy wybuch przerwał ciszę, dramat
Młodzi chłopcy chwycili za broń z nadzieją
Potok łez z nieba z pierwszą krwią na ranach
Wybiła godzina W
Wybiła godzina zero

[czas na nas]

powstaliśmy z chmur, które opadły na ziemię
i stworzyliśmy chmury, których nikt się nie spodziewał
ziarenko w klepsydrze pogania niebieską smugę
umieramy, by żyć
umieramy, bo tak trzeba

na baczność! rozkaz!

ubrani w nadzieję
przebrani w szkarłat
oddziały Charona przygotowane do walki

[czas na nas]

Pierwszy dzień był drugim z siedmiu
Pierwszy dzień był pierwszym w ósmym
Pamięć o nim chowam w sercu
Jeden, dziewięć i dwie czwórki

włożyli ducha w moje serce
i niech tak na zawsze zostanie
musieli tyle przecierpieć
niech żyje wolna Polska! amen!

umarła wraz z nimi
ja się jej nie doczekałem.


brukowana aleja, dosyć dziwni budowniczy
architekci boscy z nieboskiego wnętrza
jeden motyw, jeden kolor

zebrali krew jak tusz i przybrali na sile
odcięli dolną część polskiego serca

brak pomocy...
chaos
żniwa przyszły zbyt wcześnie

[czas na nas]

NA ZAWSZE W NASZYCH SERCACH

[czas na nas]
[czas na nas]
[czas na nas]

opadł kurz jak rosa, mgłą poranną dym
na każdym źdźble zielonym my, już tylko my
ceglany kolor, wszędzie tak go pełno
zniknęła mgła

została tylko ciemność.



poniedziałek, 12 maja 2014

Kryształowa cela

Widzę dwa ślady, ale jedno spojrzenie
Dwa ślady spojrzenia, o którym nic nie wiem
Dwa ślady do nieba? do piekła? już nie wiem
Dwa ślady spojrzenia - ode mnie dla Ciebie

Rzuciłaś granat, spadł z drzewa, rozerwał moje serce
Bo krew jak granat wycieka z niego w każdej literze
W każdym tym słowie blask szkarłatu z tuszu przeżyć
Odhaczyłem kolejną kreską na ścianie płaczu w mojej celi...
Jestem jednym z tych, co są niezwykle zwykli [byłem]
Jeśli dalej jesteś - przyjdź i powiedz [choć na chwilę]
Nurkowałem głębiej od innych [widać] - bezsens
Postawiłem na szali tlen, który produkowało serce
Chciałem wyłowić perłę [niezwykła muszla], koszmar
Chciałem wyłowić perłę
I chyba wreszcie dostrzegłem ten kontrast

Odmierza czas dębowy zegar
Wybija rytm słowika dźwięk
Nikt już tam na mnie nie czeka
To nie jest zwyczajny sen

Prawdopodobieństwo było nikłe, racja,
Pobawiłbym się w geologię, bo tak lubię szlachetność
Szmaragdowe ciepło w szafirowej otchłani
Miałem być twardy jak diament
Ta czerwień krwi gołębiej[...],
Bo oddałem to wszystko dla niej

Gołębie serduszko w okowach rozpaczy
Pompuje krew, brakuje białych krwinek
I możesz nie wiedzieć co to znaczy
Zatracam się w tym wszystkim
I powoli ginę.

niedziela, 11 maja 2014

Będę dalej podążać za marzeniami... -cz.3



 Na karuzeli życia, niczym liść w jesienny, chłodny dzień,
Opadam wciąż, brak żadnych oznak szczęścia,
Nie wiem co mam robić, bo to wszystko jest jak sen,
Kolejny raz wielką krechą coś przekreślam.
Błądzę w labiryncie, od miesięcy wyjść nie mogę,
Ręka w kieszeni poszukuje Twojej nici,
Choć serce złamane, to chciałbym jeszcze trochę
Czuć miłość w sobie, móc się nią zachwycić.
Za oknem mrok przypomina mi o Tobie,
Pierwsze spotkanie, w starym parku ławka,
Płakałaś smutna, bo bliskiej Ci osobie,
Stała się rzecz naprawdę bardzo straszna.
Nie znałem sprawy, lecz drgnęło coś w mym sercu
Podszedłem wtedy, popatrzyłem w oczy,
Stałaś jak ja dziś, na jednym z złych zakrętów,
Jedną z cięższych walk musiałaś właśnie stoczyć.
Bez zbędnych słów przytuliłem mocno Ciebie,
Pełna nadziei odwzajemniłaś uścisk,
To pierwszy raz, gdy znalazłem się w mym niebie,
Minuty ciszy, nie chcieliśmy się puścić.
Te chwile dzisiaj, wzruszająco piękne
Siedząc przed oknem przypominam sobie,
Nie mogę patrzyć już na nasze zdjęcie,
Bo chcę ten rozdział zamknąć w mojej głowie.




sobota, 10 maja 2014

Będę dalej podążać za marzeniami... - cz.2



***

Słyszę głosy w ciemnej głowie, znam porażki gorycz i ból
Odrzucam myśli przykre, trudne, ale one wciąż wracają.
Już wiem, że kiedy pędzę w zapomnieniu nikt nie krzyknie stój,
Bo Ci, dla których warto żyć, w dniu klęski się ukażą.




[...]
-Marcin, synku, zaczekaj! Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało, porozmawiajmy - krzyknęła, łapiąc mnie za rękaw koszuli. Biegłem przed siebie, próbując się od niej uwolnić. Łzy cisnęły mi się do oczu. Przede mną już tylko schody, tylko te cholerne schody dzielą mnie od uwolnienia się od matki. Nie zwracałem uwagi na jej tłumaczenia, nie tym razem. Szanowałem ją, była moim autorytetem, ale dzisiaj przesadziła. Trafiła w czuły punkt, trochę nieumyślnie, ale to zrobiła. Jak ona mogła to powiedzieć?! Nie chciała odejść, więc nie miałem wyboru. Zatrzymałem się nagle i dokonałem szybkiego zwrotu, czym była dość zaskoczona, bo odbiła się od mojego torsu jak od ściany. Całą moją złość, irytację, ból i żal wyładowałem na tej niczemu winnej kobiecie, którą przecież tak bardzo kochałem i nigdy nie chciałem skrzywdzić.
-Zostaw mnie w spokoju, rozumiesz?! Nie potrzeba mi twoich kretyńskich morałów, już nigdy więcej, nigdy! Pewnie nawet nie wiesz, jak potrafisz wszystko spieprzyć, uderzyć akurat tam, gdzie najbardziej boli. Byłem już tak blisko, tak blisko... Nie chcę cię już znać, słyszysz?!
Czułem, że mój głos, pełen bólu i cierpienia, słychać nie tylko w domu, ale i na całej ulicy. Zalany łzami wpadłem do pokoju i zamknąłem drzwi na klucz, opierając się o nie plecami. Oddychałem ciężko, acz miarowo i spokojnie - potrzebowałem wytchnienia. Zsunąłem się na ziemię i próbowałem opanować płacz, ale nie mogłem w żaden sposób zaradzić strumieniowi żalu, który spływał z mojej twarzy. Dopiero pięć minut później usłyszałem odgłos kroków. Pewnie zabolały ją słowa, które niesprawiedliwie rzuciłem prosto w jej serce, skoro stała w bezruchu tyle czasu. Żałowałem tego wybuchu, ale przeszłości nie zmienię. Muszę sobie poradzić z życiem, choć najchętniej dokonałbym najprostszego wyboru. Nieeee, nie będę tchórzem. Za dużo przeszedłem, by to tak po prostu skończyć. Blisko godzinę zajęło mi doprowadzenie się do stanu używalności. Wstałem i malutkimi kroczkami podreptałem w kierunku biurka. Przylecieliśmy wczoraj, nawet nie zdążyłem się jeszcze dokładnie rozejrzeć. Miałem zostać tu do końca wakacji, toteż zabrałem ze sobą większość moich rzeczy osobistych. Cały dzisiejszy dzień spędziłem z ojcem, więc dopiero teraz zauważyłem, że mama zdążyła mnie już rozpakować. Usiadłem na krześle i jednym spojrzeniem przeczesałem cały pokój. Mój wzrok zatrzymał się na stoliku nocnym, a dokładniej na rzeczy, która się na nim znajdowała. Kto postawił tutaj to zdjęcie?! Nie zabierałem go ze sobą, na pewno... Kochana mamusia, taaaaaaak. Przecież dopiero co dowiedziałem się, jaki ma pogląd na tą sprawę. Wszystko było jasne. Jeszcze kilka minut wcześniej wstałbym i wyrzucił je przez okno, ale teraz jestem zbyt wyczerpany. I psychicznie, i fizycznie. Szukałem ukojenia, patrząc na słońce zachodzące za horyzontem. Potrzebuję wyrzucić z siebie to wszystko, jak najszybciej, jak najpilniej, jak najmniej boleśnie dla mnie i osób trzecich. Mój wzrok padł na notes, znajdujący się tuż obok prawej ręki.
-Tak, to jedyny sposób - powiedziałem cicho do siebie, po czym sięgnąłem po pióro i zacząłem pisać:

Pomarańczowa poświata przebija się przez szczyty gór do mego serca,
Mętna tafla szkła w oknie ukazuje odbicie człowieka upadłego,
Poległem w jednej z większych walk, ale choć chciałbym myśleć przestać,
To z każdym kolejnym słowem i uczynkiem przybliżam się do złego



-Nie, nie mogę! To wszystko jest zbyt trudne... 
[...]