czwartek, 30 stycznia 2014

Zbłąkany wędrowiec

Stoję na krawędzi przepaści
Ale stopy twardo stąpają po chodniku
który topił się przez jakiś czas
odciskając ślady przechodniów
niczym piętno na gołej skórze
piętno pod skórą
moje ślady

czerń bruku
zdobiona szkarłatem
pasma błękitu spływają w dół
karmazynową poświatą
oświetlając okoliczne domostwa
puste w środku
i mój dom też tam był
zapomniany
zniszczony
a jednak w małym okienku na poddaszu
widać przebijające się przez mgłę światełko
naprawdę tak ciężko zapomnieć?

mimo ulewy
na ulicach roi się
od niezlęknionych sprzedawców
ludzkich marzeń
stacjonują tylko na zakrętach
czekając pod strzechą ułudy
na kolejnego
zbłąkanego wędrowca

byłem tam i ja

złapali mnie w swoje sidła
utkane z szmaragdów
najczystszego koloru
których trudno się pozbyć

Krzycząc z rozpaczy szukałem...
Szukałem drogi wyjścia!

To droga bez odwrotu
Już dawno spadłem w tą przepaść.




niedziela, 26 stycznia 2014

Nie można żyć bez powietrza

Traktuję ją jak powietrze
przepuszczam przez palce
dmuchnęła
a moje uczucia rozniosły się na wietrze
jak płatki dmuchawca
dojrzały
by w końcu uciec
a tak bardzo chciały zostać za kratami
miały lecznicze właściwości
koiły moją duszę
mnie
swojego producenta
od małego nasionka
kiełkując rozniecały we mnie płomień
który zgasł w jedną sekundę
przez jedną kroplę
rozpadło się wielkie serce
już zawsze
Traktuję ją jak powietrze

Duszę się.


czwartek, 23 stycznia 2014

Wspomnienie feniksa

Za szklaną szybą migoczą delikatnie srebrzyste płatki
Lustrzana tafla jest odzwierciedleniem moich lęków
Gdy widzę swoją twarz, odwracam wzrok
To wszystko widzę w sercu
Usiana strachem, przepojona cierpieniem

Tylko jeden krok
A jednak zbyt wiele...


Patrzę przed siebie, bo widzę przed sobą
Kogoś, kto czeka na mnie z nadzieją
A ja, otulony szarym płaszczem rzeczywistości
Staram się powstrzymać potok łez
Coś było, a teraz tego nie ma

Czasami tak po prostu jest
W jedną chwilę wszystko się zmienia


Sople żalu z serca przechodzą za lustro
Jeden uśmiech, kilka słów
Kilka uśmiechów, jedno słowo
Dlaczego tu teraz jest tak pusto?
Pożar miłości zdławił mnie bez reszty

Zrodziłem się na nowo
Chciałem w końcu zwyciężyć


Ucięli mi skrzydła, nie chcieli bym leciał
Wzburzyli morze, bym nie mógł tam dopłynąć
Podczas biegu podkładali nogi na drodze


Czas wciąż przede mną ucieka
Chciałbym go cofnąć, by nie upłynął
Tak bardzo chciałbym
a jednak nie mogę.

Śnij

Wzniosę się na skrzydłach tak po prostu
Ucieknę od tego co mnie niszczy i zabija
Ale... nie potrafię zostać w górze
Jeden krok w tył i jeden krok w przód
W ruchu bez ruchu
A miłość mnie omija


Krzyknę na wietrze, niech poniesie te słowa
Krzyknę bez głosu, wydobywając dźwięk
Znów stoję na nieznanym szlaku
Ja chciałem tylko móc kogoś pokochać!
Pragnąłem wierzyć
A to był tylko sen...


Pozwól mi choć raz naprawdę spojrzeć
Zbadać wzrokiem to co najpiękniejsze
Nie mam sił już leżeć
Aniele, pomóż mi wstać i się podnieść
Szukałem siebie
Znalazłem tam Twoje serce


Nie trzymaj mnie znowu w górze,
Na dole daj mi się wznieść
Chcę wytrwać tam jak najdłużej
Nim skończę ten piękny sen

Jest przecież tak wiele nieodkrytych miejsc
Chciałbym Cię zabrać w jedno z nich

A Ty
Po prostu tu przyjdź...
Po prostu śnij...

Śnij ze mną ten piękny sen.

Po prostu bądź

Przyjdź do mnie
Niech zamilkną wszyscy wkoło
Chodź do mnie
Każdym słowem, każdym gestem
Tak bardzo Ciebie pragnę
I chcę byś była obok
Że sam już nie wiem kim jestem.

Stój przy mnie
Nie odstępuj nawet na chwilę
Trwaj przy mnie
I uchroń mnie od cierpień
Sam nie wiem dokąd zmierzam
I dlaczego trwam w tym pędzie
Gdzie tak naprawdę jesteś?

Nie odchodź
Nie zostawiaj mnie znów samego
Daj szczęście
Tak jak robiłaś to zawsze
Dlaczego Cię nie ma obok?
Ten jeden raz
Naprawdę
Tak pragnę by być tu z Tobą

I nic nie jest już ważne


I choć ukształtowałem Cię w sercu
Wyprodukowałem na wzór własnych uczuć
Chcę wierzyć, że miłość jest także dla mnie
Podniosę się z bruku
I krzyknę nim upadnę
CHCĘ KOCHAĆ
Ja, w szeregu trupów
Niczego więcej nie pragnę.