poniedziałek, 11 maja 2015

Marność marności

Wzniosłem się w obłoki, by odrzucić od siebie piętno, które ciąży na mnie od urodzenia. Wychowałem się w XXI wieku i powinno to być dla mnie naturalne. Nie zauważałem przecież żadnych przemian, bo nie miałem ku temu okazji. Dopiero teraz powoli dojrzewam, wyzbywając się młodzieńczej głupoty. Otwieram serce, bo zaprzyjaźniłem się z Mickiewiczem. Stłuczone szkiełko rani moje stopy. Na szczęście nie jestem jeszcze skrzydlatym kaleką. Mogę spokojnie wznieść się w górę. I teraz już wiem, że niektórzy mieli rację. Rzeczywiście wszystko płynie...
Marzenia mają wielką wartość. Potrafią dać nam szczęście, choćby chwilowe, prawie niezauważalne. Szczęście, którego odbicie wędruje później w zakamarkach naszego umysłu. Malutka iskierka, kształtując się, powoli nabiera coraz większego znaczenia. I w końcu po długiej wędrówce znajduje ujście w malutkim kanaliku nazywanym snem. Z jednej sekundy potrafi wówczas urosnąć do dobrych kilku minut, a nawet godzin. Marzenia senne. Jednak i one bywają złudne. Nie możemy wierzyć w ich bezpośredniość ani w żadnym wypadku sztywno ich interpretować. Potrafią zasiać w głowie mętlik, wprowadzić do labiryntu, z którego wyjść nam nie pomoże nawet Ariadna. Mimo tego czekamy na nie z utęsknieniem, bo często są jedyną ucieczką, jedynym ukojeniem po ciężkich chwilach. Potrafią być nagrodą dla tych, którzy mają świadomość, że brodząc po mieliznach daleko nie dopłyną.
Nie jest łatwo słowem doszyć sobie skrzydła. Wszystko opiera się na ogromnym fundamencie uczuć. Rozgrywa się w sferze dla niektórych nieosiągalnej. Sferze oczyszczenia i wolności, pozbawionej całego brudu i ciężaru, jaki zarzuca nam na plecy rzeczywistość. Globalna choroba, na którą coraz ciężej znaleźć antidotum… Ale mi się w końcu udało. Płynąc w powietrzu patrzyłem na te wszystkie twarze. Dokładnie widziałem ich każdy ruch. Czułem nerwowość, stres, niepokój. Te tempo mnie przerażało. Dostrzegałem wodę pod ich nogami, a w oddali czysty ocean. Podążyłem w tamtym kierunku, nie może on przecież pojawiać się ot tak, bez żadnego początku. Wtedy też zauważyłem wodospad, do którego zmierzali ci wszyscy ludzie. A na samym dole skały, o które co sekundę rozbijały się kolejne kosztowności. Prąd porywał społeczeństwo do przodu, w nieznane; za to wszystko, co niepotrzebne, zniszczone, nieprzydatne popychał w przeciwną stronę, w głąb jaskini, której widoku nikt nigdy nie doświadczył. Nie mogłem lecieć dalej, bo byłem już zbyt blisko słońca. Nie chciałem skończyć jak Ikar. Trwam w pogoni, to prawda. Ale marzenia kupuje się przecież w zupełnie innej walucie…
Jestem strasznie wrażliwym chłopakiem. Często w życiu potykam się o kłody, których nie zauważy większość z Was. Często też odnajduję radość i spełnienie w rzeczach, których nie da się zdobyć za pieniądze. Są potrzebne, to prawda. Nie mamy przecież prawa istnieć bez bytów materialnych. Nie zaspokoję głodu miłością ani nie ubiorę się w natchnienie, przynajmniej na tej stacji. Pociąg odjeżdża co kilka sekund, a miejsca naprawdę nie ma zbyt wiele. Mimo tego wagony zawsze były przeciążone. Powierzchnia: jeden człowiek na metr kwadratowy. Tylko czyje serce w dzisiejszych czasach będzie ważyć tak wiele??
Jestem bogaty, mimo że nie posiadam skarbów. Największą radość sprawia mi obdarowywanie innych. Daję ciepło, by ogrzewało zatwardziałą samotność, roztapiało ból i wzniecało iskierkę nadziei. Rzucam uśmiechem, który rozprzestrzenia się z prędkością błyskawicy. Do każdego wraca później wielokrotnie, rozniecając palące się we wnętrzu ognisko. Wyciągam pomocną dłoń zawsze i do każdego, bo wiem, że czasem nie jesteśmy w stanie sami upilnować ognia. Jestem obok w trudnych chwilach. Zapełniam ciszę obecnością, przerywam zdania w odpowiednich miejscach, dając bliskość, czułość i poczucie bezpieczeństwa. Koję serca słowami, które niosą żar prawdziwych uczuć. Po prostu jestem. Nie da się tego kupić za żadne pieniądze.
Nie miałem szczęścia w życiu. Często ktoś układał mi scenariusze, które było bardzo ciężko zagrać. Długo szukałem miłości, wiele razy się rozczarowując. Dużo słów jest przepełnionych tym bólem, wiele myśli kreuje się na podwalinach tamtych wydarzeń. Czasami mogłem mieć prawie wszystko co materialne, spełnić przyziemne marzenia. Ale to nie dawało mi ani grama przyjemności. Cieszyło przez sekundę, potem przynosząc jeszcze większe cierpienie. Świadomość, że nie mogę mieć tego, co przyniesie mi prawdziwe szczęście. Potem odkryłem nową ścieżkę i nauczyłem się pożytkować bogactwa materialne na rzecz duchowych. Byłem pewny, że jest to jedyna właściwa droga, ale w tym momencie nie wiem, gdzie tak naprawdę mnie zaniesie.
Stopniowo przebijam się przez błękit nieba. Czas wracać, lekcja powoli się kończy. Ten krótki lot nauczył mnie bardzo wiele. Teraz wiem, że nie bez powodu tak ciężko było wznieść się w górę. Udało mi się to zrobić jedynie poprzez oczyszczenie. Poniosło mnie serce, zostawiając na ulicy zegarek. Czas był zbędnym balastem. Każda chwila jest ulotna, ciężko ją złapać w tym potoku. Życie i tak bez przerwy płynie. Ulotność jest ulotna. Wszystko marność.

Nawet marność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz