Wzniosłem
się w obłoki, by odrzucić od siebie piętno, które ciąży na
mnie od urodzenia. Wychowałem się w XXI wieku i powinno to być dla
mnie naturalne. Nie zauważałem przecież żadnych przemian, bo nie
miałem ku temu okazji. Dopiero teraz powoli dojrzewam, wyzbywając
się młodzieńczej głupoty. Otwieram serce, bo zaprzyjaźniłem się
z Mickiewiczem. Stłuczone szkiełko rani moje stopy. Na szczęście
nie jestem jeszcze skrzydlatym kaleką. Mogę spokojnie wznieść się
w górę. I teraz już wiem, że niektórzy mieli rację.
Rzeczywiście wszystko płynie...
Marzenia
mają wielką wartość. Potrafią dać nam szczęście, choćby
chwilowe, prawie niezauważalne. Szczęście, którego odbicie
wędruje później w zakamarkach naszego umysłu. Malutka iskierka,
kształtując się, powoli nabiera coraz większego znaczenia. I w
końcu po długiej wędrówce znajduje ujście w malutkim kanaliku
nazywanym snem. Z jednej sekundy potrafi wówczas urosnąć do
dobrych kilku minut, a nawet godzin. Marzenia senne. Jednak i one
bywają złudne. Nie możemy wierzyć w ich bezpośredniość ani w
żadnym wypadku sztywno ich interpretować. Potrafią zasiać w
głowie mętlik, wprowadzić do labiryntu, z którego wyjść nam nie
pomoże nawet Ariadna. Mimo tego czekamy na nie z utęsknieniem, bo
często są jedyną ucieczką, jedynym ukojeniem po ciężkich
chwilach. Potrafią być nagrodą dla tych, którzy mają świadomość,
że brodząc po mieliznach daleko nie dopłyną.
Nie
jest łatwo słowem doszyć sobie skrzydła. Wszystko opiera się na
ogromnym fundamencie uczuć. Rozgrywa się w sferze dla niektórych
nieosiągalnej. Sferze oczyszczenia i wolności, pozbawionej całego
brudu i ciężaru, jaki zarzuca nam na plecy rzeczywistość.
Globalna choroba, na którą coraz ciężej znaleźć antidotum…
Ale mi się w końcu udało. Płynąc w powietrzu patrzyłem na te
wszystkie twarze. Dokładnie widziałem ich każdy ruch. Czułem
nerwowość, stres, niepokój. Te tempo mnie przerażało.
Dostrzegałem wodę pod ich nogami, a w oddali czysty ocean.
Podążyłem w tamtym kierunku, nie może on przecież pojawiać się
ot tak, bez żadnego początku. Wtedy też zauważyłem wodospad, do
którego zmierzali ci wszyscy ludzie. A na samym dole skały, o które
co sekundę rozbijały się kolejne kosztowności. Prąd porywał
społeczeństwo do przodu, w nieznane; za to wszystko, co
niepotrzebne, zniszczone, nieprzydatne popychał w przeciwną stronę,
w głąb jaskini, której widoku nikt nigdy nie doświadczył. Nie
mogłem lecieć dalej, bo byłem już zbyt blisko słońca. Nie
chciałem skończyć jak Ikar. Trwam w pogoni, to prawda. Ale
marzenia kupuje się przecież w zupełnie innej walucie…
Jestem
strasznie wrażliwym chłopakiem. Często w życiu potykam się o
kłody, których nie zauważy większość z Was. Często też
odnajduję radość i spełnienie w rzeczach, których nie da się
zdobyć za pieniądze. Są potrzebne, to prawda. Nie mamy przecież
prawa istnieć bez bytów materialnych. Nie zaspokoję głodu
miłością ani nie ubiorę się w natchnienie, przynajmniej na tej
stacji. Pociąg odjeżdża co kilka sekund, a miejsca naprawdę nie
ma zbyt wiele. Mimo tego wagony zawsze były przeciążone.
Powierzchnia: jeden człowiek na metr kwadratowy. Tylko czyje serce w
dzisiejszych czasach będzie ważyć tak wiele??
Jestem
bogaty, mimo że nie posiadam skarbów. Największą radość sprawia
mi obdarowywanie innych. Daję ciepło, by ogrzewało zatwardziałą
samotność, roztapiało ból i wzniecało iskierkę nadziei. Rzucam
uśmiechem, który rozprzestrzenia się z prędkością błyskawicy.
Do każdego wraca później wielokrotnie, rozniecając palące się
we wnętrzu ognisko. Wyciągam pomocną dłoń zawsze i do każdego,
bo wiem, że czasem nie jesteśmy w stanie sami upilnować ognia.
Jestem obok w trudnych chwilach. Zapełniam ciszę obecnością,
przerywam zdania w odpowiednich miejscach, dając bliskość, czułość
i poczucie bezpieczeństwa. Koję serca słowami, które niosą żar
prawdziwych uczuć. Po prostu jestem. Nie da się tego kupić za
żadne pieniądze.
Nie
miałem szczęścia w życiu. Często ktoś układał mi scenariusze,
które było bardzo ciężko zagrać. Długo szukałem miłości,
wiele razy się rozczarowując. Dużo słów jest przepełnionych tym
bólem, wiele myśli kreuje się na podwalinach tamtych wydarzeń.
Czasami mogłem mieć prawie wszystko co materialne, spełnić
przyziemne marzenia. Ale to nie dawało mi ani grama przyjemności.
Cieszyło przez sekundę, potem przynosząc jeszcze większe
cierpienie. Świadomość, że nie mogę mieć tego, co przyniesie mi
prawdziwe szczęście. Potem odkryłem nową ścieżkę i nauczyłem
się pożytkować bogactwa materialne na rzecz duchowych. Byłem
pewny, że jest to jedyna właściwa droga, ale w tym momencie nie
wiem, gdzie tak naprawdę mnie zaniesie.
Stopniowo
przebijam się przez błękit nieba. Czas wracać, lekcja powoli się
kończy. Ten krótki lot nauczył mnie bardzo wiele. Teraz wiem, że
nie bez powodu tak ciężko było wznieść się w górę. Udało mi
się to zrobić jedynie poprzez oczyszczenie. Poniosło mnie serce,
zostawiając na ulicy zegarek. Czas był zbędnym balastem. Każda
chwila jest ulotna, ciężko ją złapać w tym potoku. Życie i tak
bez przerwy płynie. Ulotność jest ulotna. Wszystko marność.
Nawet
marność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz